muzealna niedziela

 Niedziela jest idealnym dniem, żeby się dokształcić, zwłaszcza, jeśli można to zrobić za darmo. Dostałam cynk od jednego z moich ludzi, że w krakowskim Muzeum Narodowym można obejrzeć kilka niezłych kostiumowych eksponatów. Postanowiłam sprawdzić tę informację na własną rękę, wybrałam się więc z moim pomocnikiem na tajną misję. 

Oczywiście popełniłyśmy podstawowy błąd i nie wyposażyłyśmy się w sprzęt fotografujący. W efekcie wszystko uwiecznił telefon :/



Takie tam drzwi od karety... 


... i lektyka :)

Sanie (XVIII wiek)


W sali "XVIII wiek" trafiłyśmy też na ciekawą półeczkę,
na której znajdowały się... pudełeczka na muszki :O


Przeurocze, choć trochę przerażające figurki małpek przebranych w stroje z epoki.


Po przebyciu kilku sal, dotarłyśmy wreszcie do pierwszej sukni. Jest to suknia ślubna z początku XIX wieku, jak nietrudno się domyślić ;)


Jak widać przy dekolcie, suknię wykonano z
cieniutkiego, prześwitującego muślinu.


W następnym pomieszczeniu czekały na mnie suknie z
okresu Jane Eyre, dlatego spędziłam tam najwięcej czasu ;)
Tutaj suknia dzienna z 1830 lat.
Lata 1840...




Przy tej sukni rozpierała mnie duma, bo przypominała mi moją :D
Chociaż to już przykład późniejszy - ok. 1855 rok.


Potem niestety, z braku eksponatów, pominięto lata 1860. A szkoda, bo po tak niezłym wstępie miałam nieśmiałą nadzieję na ogromne krynoliny i piękne suknie balowe rodem z 'Przeminęło z wiatrem", albo chociaż czarne żałobne suknie z okresu powstania styczniowego. 

Przeskoczono od razu do 1870 lat, z tym, że... no właśnie, mam pewne wątpliwości. Przepiękną suknię letnią zaprezentowano bowiem dziwnej krynolinie, albo przynajmniej halce z kołem. Tymczasem wydawało mi się, że w latach 70-tych pełną parą hulały już cage crinolines, które już niebawem miały przekształcić się w tiurniury. Prościej - myślałam, że w tej dekadzie mocny akcent był już położony wyłącznie na tył. Albo to błąd w datowaniu, albo w wyeksponowaniu sukni, albo ja się nie znam :D


Ta suknia również była niebywale cienka i delikatna,
co zresztą widać na górnej części, gdzie pod spodem jest już tylko manekin.





Dalej była sala secesyjna, która jednak nieco mnie rozczarowała - znowu z powodu ekspozycji. Myślę, że w przypadku wystawy stałej muzeum może sobie pozwolić na dostosowanie manekina do sukni, w tym wypadku na nadanie mu kształtu kobiety z 1905 roku. Przez brak takiego dostosowania suknia prezentuje się po prostu niedobrze, miejsca gdzie powinien znajdować się biust i biodra pozostają niewypełnione, i największą uwagę w całej gablotce przykuwa obłędny kapelusz.





To tyle, jeśli chodzi o suknie. Były jeszcze bodajże dwie, ale jedną - czarną - ustawiono na ciemnym tle, i aparat (telefon) nie chciał nam uwierzyć, że się tam w ogóle znajduje, a druga nie powaliła mnie na kolana - przepraszam fanów sarmackiej mody!

Na koniec jeszcze kilka ciekawych eksponatów, na które natknęłyśmy się przy okazji.


Secesyjne dzbany i zastawa, absolutnie nieziemska lekkość metalu i szkła...





I secesyjne łóżko :) 


Bardzo fajny przykład "sztucznego" kołnierzyka,
który pewnie zresztą ma jakąś fachową nazwę - gdyby ktoś przypadkiem
to wiedział, proszę o podpowiedź! ;)


Przeurocze butki w gablotce z 1840 lat.


A te znajdowały się chyba przy sukni z lat 1830.


Czepiec ;)


Detal parawanu z XVIII wieku...


Cała wystawa obfitowała w zjawiskowe wachlarze, niestety ze względu na
odbijające światło gabloty nie każdy dało się uwiecznić!


Misja zakończona!

Zdecydowanie polecam niedziele spędzone w Muzeum Narodowym!

Komentarze

  1. łaa, wróciłam z gór, mogę w końcu odpisać bez polowania na wifi ;) To tak:
    1. ta suknia ślubna z pocz. XIX wieku w Gutowskiej jest, wraz z wykrojem.
    2. Kołnierzyk to po prostu sztuczny kołnierzyk ;) po angielsku się to nazywa Collar ;p
    3. Ta biala suknia jest na dobrej krynolinie - one własnie takie dziwaczne były - eliptyczne, wydłużone odrobine tyłem, z falbankami na tyle
    4. Chce tam przyjechać i zobaczyć je na własne oczy! ;p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. nie collar a chemisette!;p

      Usuń
    2. Hahaha, znam to :D Najgorzej jest siedzieć miesiąc za granicą, jak mam to w zwyczaju w wakacje. Obława na McDonaldy to wtedy standard :P O widzisz, a ja myślałam, że chemisette to rekwizyt tylko regencyjny ;) Co do tej sukni, to mam wątpliwości. Może nie widać tego na zdjęciu, ale suknia praktycznie nie miała z tyłu objętości, jedynie materiał robił trochę "szumu". Poza tym, jedno czy dwa koła to jednak chyba za mało na krynolinę, a takie właśnie sprawiało to wrażenie na żywo :/ Punkt 4 - zapraszam! :D W ogóle moja mama powiedziała mi, że jeśli poprosiłoby się muzeum o pokazanie sukni np. od tyłu, albo w ogóle zobaczenie jej z bliska, co uniemozliwiały gablotki, to powinni się zgodzić. Ma to jakiś związek z udostępnianiem zbiorów publicznych, warto spróbować! ;) To samo dotyczy tej masy pięknych ubrań, które leżą niewystawione w magazynach...

      Usuń
    3. No to może już jako krynolina spróbowałybyśmy, aby jakiś pracownik muzeum nam ją pokazał i opisał ;) Wracając do sukienki: Tak, z tego co doczytałam/widziałam/zaobserwowałam: kształt, nawet wielkość krynoliny na zdjęciach wydają mi się odpowiednie - przejrzyj inne eksponaty w angielskich i amerykańskich muzeach, te krynoliny były takie eliptyczno-stożkowate! Mam czasami wrażenie, że kierujac się sukniami z filmów, zaburzamy sobie podstawowe prawo obserwowania - w filmie wszystko jest przerysowane, stroje często przedstawiają tylko warstwy najbogatsze wsród bogatych. Nie chcę się wymądrzać właśnie dlatego ,żen ie widziałam sukni na żywo, i nie mogę dokładnie określić, czy krynolina jest odpowiednia - ale faktycznie, mam wrażenie, że powinno być więcej obręczy. Co do tylu - na krynolinie kładziono zwykle jeszcze pakułową turniurę - kajani ma to dokładnie opisane w jednej sukni - ona napuszała suknię z tyłu. A ogólnie, lata 1870-1875 przecież już zmieniały sylwetkę, i ile jeszcze w 1868 roku suknie były szeorkie, na objętościowo wielkiej krynolinie, z dodatkiem długaśnego trenu, fal wodospadów i balonów na ogonie, trenu, koronek kwiatków itd, to już w latach 1872-1873 suknie zaczęly się normalizować (powiedzmy ...) sama mam duzy problem odróżniać I turniurę od II, i zgadzam się z zagranicznymi blogerkami, że najprościej przyjąć zasadę: w I turniurze przód nie dotyka kolan, w drugiej tak. W pierwszej boki są wąskie, ale wciąż kielichowate. Tył jest spiętrzony ,ale równomiernie, nie widać ostrych linii. No i ozdoby są symetrycznie po obu stronach. W II kolana są krępowane przez materiał, boki przypominają klepsydrę z dosyć dużym przelotem, tył jest ostro zarysowany, drastycznie spada w dół, nie powłócząc się od czubka turniury, a ozdoby są niesymetryczne.
      To tyle, gdy chodzi o moją wiedzę o spódnicach w turniurach ;) Princesse nie ujmowałam, bo ona jest inna, i od razu to widać ;)

      Usuń
    4. No pewnie, w końcu "spis" czy "grupa kostiumowa" brzmi już poważnie :D Fajnie zdefiniowałaś te tiurniury, ja nie mam o nich bladego pojęcia, teraz już będę wiedzieć. Dlatego tak się oburzam tą suknią, że jak się popatrzy chociażby na takie czy takie przykłady z tego samego okresu, to ten kształt wydaje się co najmniej podejrzany! :D Irytuje mnie zwłaszcza, że z przodu jest krynoliny mniej więcej tyle samo co z tyłu. Jasne, zdarzają się wyjątki, ale na tego typu wystawie suknie mają chyba za zadanie pokazywać ogólny charakter epoki...

      Usuń
    5. Dokładnie suknia z drugiego linku! O to mi chodziło, po prostu tu nie mają oryginalnej krynoliny (ew. specjalnie zrobionego cudu, jak w muzeach - tam każda suknia ma swój manekin!) Nie wiem jak, ale ja "czuję" ten kształt, to nie jest aż tak wczesna turniura z 1868-1870 roku, tylko tyci późniejsza, dokładnie jak na drugim linku!

      Usuń
    6. Chociaż, te pagodowe rękawy są podejrzane ... Ale dalej obstawiam, że obwód krynoliny jest ok, tylko za mało w niej obreczy i faktycznie brak halki!

      Usuń
    7. oj, nie daje mi to spokoju! Patrz: krynolina i krynolina i krynolinakrynolina i krynolina

      Usuń
    8. Hm, może faktycznie masz rację... Wychodzi na to, że po prostu z braku odpowiedniego stelażu "spłaszczyli" suknię z przodu i z tyłu. Ach, te dylematy kostiumologiczne :D

      Usuń
    9. Dokładnie, myślę, że bdyby dodali halkę, od razu by to lepiej wyglądało ;)

      Usuń
  2. Na takim łóżku chciałabym spać! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Napoleońska jest cudowna, i ta z lat 70 też :) O wachlarzach nie wspominając, bo są wręcz obłędne!
    A ten kołnierzyk to nie jest przypadkiem "chemisette"?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też mi się tak wydaje, bo nawet podobny widziałam pod tą nazwą u Janet Arnold :)

      Usuń
    2. Tfu! Ale gafę palnełam O.o Oczywiście że chemisette ;D

      Usuń
  4. Te sukienki z muślinu, parasolki, trzewiki i wachlarze są takie piękne! Jak te dziewiętnastowieczne panny nie bały się tego nosić... ja bym drżała wprost, by nie uszkodzić tego delikatnego, cudnego materiału.
    W czasie regencyjnym takie sztuczne kołnierzyku nazywały się chemisette, w czasach późniejszych chyba też. No i jest to bardzo mądry wynalazek - jeśli sukienka miała zbyt głęboki dekolt do okazji, zakładano pod spód odpowiednią chemisette i problem z głowy :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie wiem! Wszystkie suknie (może oprócz tej z 1905) był ręcznie szyte i haftowane. Chyba przez pięć minut przypatrywałam się jednej, żeby dostrzec chociaż ślad ludzkiej ręki, ale w końcu poddałam się i uznałam, że te krawcowe musiały po prostu być maszynami :O Ale inna sprawa, że nie miały zbyt wielu okazji, żeby je jakoś drastycznie zniszczyć. A chemisette zawsze mnie irytowała, nie wiedzieć czemu :D "To po co im te dekolty, skoro i tak je zasłaniają?"

      Usuń
  5. Wydaje mi się, że w Polsce nie dbają za bardzo o takie ekspozycje, albo po prostu brakuje funduszy. Suknia z lat 70-tych XIX wieku powinna być na cage crinoline. Jednak w historii pojawiają się wyjątki, które ciężko przypisać do konkretnej daty :) Mimo wszystko odnoszę takie wrażenie, jak ty, że coć jest nie tak. Suknia powinna się lepiej układać, trochę bardziej kopulasto wg mnie. Na zdjęciu wygląda jakby założyli halkę jakie teraz szyją pod suknie ślubne z jedną obręczą na dole, w dodatku za krótką;/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No więc właśnie :/ Jeśli to nie jest jeszcze suknia na cage crinoline (w końcu każda zmiana zachodziła powoli), to krynoliny w latach 60. i tak nie miały takiego kształtu. Myślę, że mogliby również podłożyć coś pod spód - w końcu kobieta nie zakładała raczej sukni na gołe ciało. Nie liczę na gorset, ale góra nie miała chyba wyglądać jak zrobiona z chusteczki do nosa. Ale może się czepiam, i tak byłam zdziwiona, że mamy w Krakowie takie dobre eksponaty!

      Usuń
    2. Hehe myślę, że mogliby przynajmniej podłożyć pod spód sam staniczek gorsecikowy i skoro już taki kształt krynoliny dali, niechby jakąś halkę nałożyli, żeby ta ostatnia fiszbina tak się nie odznaczała. Mimo wszystko dobrze było zobaczyć wystawę! Racja!:)

      Usuń
    3. Komentarz muzealnika :-) Staramy się dbać o to by było jak najbardziej epokowo, ale czasem jest to niemożliwe, owszem fundusze maja tu znaczenie, ale o ekspozycji decyduje czasem sam zabytek i tu pewnie tak było. Tkanina to jedna z najtrudniejszych rzeczy w konserwacji a jednoczesnie najwięcej jej wymagająca. Jedwab po około 100 latach zaczyna nie tyle się targać co kruszyć na proch, więc jak już to zrobi to nawet nie ma czego konserwować.Często suknie wiszące na manekinach się drą, bo działa grawitacja -serio, serio.Po prostu ciagnie je w dół i szwy na górze i sama tkanina się rozłażą. Zwykły człowiek tego nie zauważy, ale taki konserwator w tym momencie mdleje conajmniej. Innymi słowy im mniej macania, ruszania, rozciągania tym lepiej dla sukni. I tak w Krakowie moim zdaniem są odważni, że te suknie dali na wystawę stałą, ja bym nie dała. Druga rzecz manekin-z tego co wiem jest tylko jedna firma w Polsce robiąca manekiny tzw muzealne czyli takie, na które da się wsadzić -ale też nie wszystkie- suknie historyczne. Wtedy ludzie mieli inne proporcje, a dawne suknie szyte były na miarę właścicielki więc uwzględniały wszystkie jej naturalne krzywizny i ewentualne mankamenty, więc tu żaden manekin nie pomoże. Są teraz manekiny z pianki, które można ostrugać do kształtu i wielkości jakie chcemy, ale one nadal nie uwzgledniają dawnych sukien-obciosalismy kiedys takiego prawie do samego druta, żeby wsadzić nań mundur z czasów Napoleona i i tak się mundur nie dopiął i krzywo leżał. No czasem po prostu się nie da zadowolić wszystkich- w tym wypadku wyeksponować rzeczy tak jak wyglądała w epoce nie rozwalając jej przy tym :-(

      Usuń
    4. Dzięki za objaśnienie tej kwestii ;) Nie pomyślałam o tych wszystkich rzeczach, jak chociażby grawitacji. A co do Krakowa, to muzea chyba ogólnie zaczynają wynosić z magazynów ubrania - dopiero co natknęłam się na dwie suknie secesyjne na wystawie o Młodej Polsce, a podczas Nocy Muzeów trafiłam przypadkiem na stałą wystawę "Broń i barwa w Polsce", gdzie ilość mundurów z wszystkich chyba możliwych epok jest zatrważająca.

      Mam nadzieję, że mimo trudności na tym się nie skończy - w końcu w zagranicznych muzeach dają sobie z tym radę i mam nadzieję, że my też dojdziemy kiedyś do tego etapu ;)

      Usuń
  6. Jej, nawet nie wiedziałem, że nasze muzeum ma taka wystawę:P wstyd
    Jejciu, jak wspomniałas o latach 60s to od razu stanela mi przed oczyma Scarlett....:D
    Ta biala skromna suknia - piekna:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie między innymi dlatego ĆMIŁ, że nie było nic z sześćdziesiątych... :/ W ogóle to jest stała wystawa, więc fajnie, że ktokolwiek o niej wie :P

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty