błyskotki, moda i cenzura, czyli... kostiumy historyczne w hollywood lat 30.!

Dziś będzie troszkę historii i troszkę teorii. Dlaczego? Nie, nie zamierzam odtwarzać jakiegoś ciuszka z klasycznego filmu. 
Po prostu postanowiłam połączyć przyjemne z pożytecznym i, zamiast ciągle wypisywać przeprosiny za olewanie bloga z powodu licencjatu, kawałek pracy licencjackiej tu wrzucić.

Oczywiście nie będzie to dokładnie tekst, który później się w niej znajdzie, ale chciałam podzielić się z wami ciekawostkami, które ostatnio wynajduję.

Chociaż moja praca poświęcona jest dekadzie późniejszej, bardzo dużo materiałów, przez które się przegrzebuję, dotyczy lat 30., i troszkę żal tak je porzucać. A że z zajęć z historii kina (i oglądania Smosarskiej w liceum) wyniosłam do tych lat dziwny sentyment, więc... Dobra, starczy wstępu.

[ENG]
Today's post is just some babbling about 1930's historical movie costumes, but I've got no time to translate it properly - whenever I find some, I'll make sure you'll be able to read it. Sorry!


Kiedy w filmie nastąpił przełom dźwiękowy? No? Kto pamięta z liceum? (ja, szczerze mówiąc, nie pamiętam, żeby w ogóle w liceum na jakichkolwiek zajęciach miało miejsce coś takiego, jak omawianie historii kina). 1927, bardzo ładnie.

Kwestia dokładnej daty przysparza do dziś wielu problemów, ale grunt, że pod koniec lat 20. postaci filmowe przemówiły. Przełom dźwiękowy wprowadził całkiem nowe możliwości w dziedzinie filmów historycznych. Oto bohaterowie mogli nie tylko poruszać się i wyglądać jak z epoki, ale wreszcie odezwać się w zapomniany już sposób, ożywić język króla Artura, Szekspira czy Ludwika XIV, spowodować u oglądających niezwykłe doznania związane z całościowym „zanurzeniem się” w tajemniczą, niedostępną już epokę.

Tę zmianę odczuwali zarówno widzowie, jak i twórcy filmowi, którzy wykorzystali „realizm” postaci na rzecz wiarygodniejszego i bardziej barwnego przedstawienia historii. Zaczęły powstawać więc ogromne ilości filmów historycznych, filmów kostiumowych i biopiców, z czego obie strony były niezmiernie zadowolone.

Receptą na sukces podobnych produkcji były często znane nazwiska – Garbo w „Królowej Krystynie”, Colbert w „Kleopatrze”, Dietrich w „Imperatorowej”, Cooper w „Marco Polo”, Davis wcielająca się w królową Elżbietę w „Prywatnym życiu Elżbiety i Essexa” czy w południową piękność w „Jezebel”. 

Marlena Dietrich jako Katarzyna Wielka

A gdzie filmy historyczne - tam i kostiumy (CAPTAIN OBVIOUS). Kostiumy, których zadaniem nie była rekonstrukcja epokowych oryginałów (powiedzmy sobie szczerze - do dziś taka funkcja strojów historycznych w filmie jest mocno wątpliwa - i słusznie, bo wierne repliki mogą nie sprawdzić się na ekranie, słabo podkreślać cechy danej postaci czy nie współgrać z wizualną konwencją filmu). Ważne było, aby suknie miały coś wspólnego ze współczesnością i stanowiły echo mody lat 30. Właśnie dlatego suknie Marii Antoniny, granej przez Normę Shearer, mają dekolt w serce, odsłonięte ramiona (ponoć te Shearer uważane były za wyjątkowo piękne i dlatego, wbrew historii, postanowiono je eksponować), charakterystyczny dla lat 30. tors i srebrne, połyskujące, nierzadko geometryczne ozdoby, nawiązujące do wieczorowego glamouru i projektów Elsy Schiaparelli. Z tego samego powodu Scarlett O'Hara nosi fryzury będące zapowiedzią największych trendów lat 40. i wielkie słomkowe kapelusze, odbicie modnej wówczas asymetrii.




Jak w ogóle funkcjonowali w latach 30. hollywoodzcy kostiumografowie? Sprawa wyglądała zupełnie inaczej, niż współcześnie. Przede wszystkim nad każdym filmem pracowało ich kilku. Główny projektant, najczęściej przywiązany wieloletnią umową do konkretnej wytwórni, zajmował się strojami głównej aktorki (stąd w klasycznych dziełach często napis "Gowns by"). Drugi projektant czuwał nad kostiumami postaci drugoplanowych, zaś zadaniem trzeciego było stworzenie garderoby dla panów. Taki system podziału pracy nad kostiumami na kilku kostiumografów z całą pewnością ją przyspieszał, ale powstawało ryzyko pewnej niespójności wizji artystycznych. 

Co ciekawe, gdy przychodziło do produkcji toczących się w czasach współczesnych, od aktorów często wymagano przynoszenia własnych garniturów na plan. W ten sposób, mimo że przeciętny mężczyzna posiadał w tamtych czasach około trzy, cztery garnitury, aktorzy musieli zaopatrzyć się w kilkadziesiąt, by uniknąć noszenia wciąż tego samego we wszystkich swoich filmach.

A co na suknie historyczne cenzura? Znienawidzony przez amerykańskich filmowców kodeks Haysa mocno ograniczał kostiumografów, zwłaszcza w filmach historycznych. W czasach, gdy przez zbyt głęboki dekolt cała produkcja mogła zostać wstrzymana, nie wchodziły w grę ani osiemnastowieczne sznurówki, ani regencyjne staniki wypychające biust pod brodę. Zanim więc, oglądając film historyczny z epoki kina klasycznego, przeklniecie w duchu ignorancję kostiumografa, przypomnijcie sobie, że musiał on balansować na cienkiej krawędzi między wiernością historii, własną wizją artystyczną, wymaganiami producenta i reżysera a sztywnymi konwencjami cenzury.

Czasem sami aktorzy musieli zawalczyć o historyczność. Bette Davis, zawsze dbająca o wiarygodność swoich postaci, wyjątkowo konserwatywnie podchodziła do ich strojów. Pracując z Orry-Kellym nad sukniami Elżbiety I do filmu „Prywatne życie Elżbiety i Essexa” (1939), Davis musiała nieźle się nagimnastykować, by udało jej się wystąpić w kostiumach godnych królowej. Reżyser kategorycznie zabronił tak szerokich spódnic, karykaturalnej ilości koronek i gigantycznych kryz, które zaprezentował mu Orry-Kelly. Aktorka z projektantem posunęli się więc do oszustwa – uszyli drugi zestaw sukni, który usatysfakcjonował reżysera, a na planie podmieniono je na poprzednie, historyczne i odpowiadające Davis, która incydent skomentowała po latach tymi słowy: „Jako gwiazda, to ja na końcu odpowiadam za efekt końcowy filmu. I o tym nie mogę nigdy, nigdy zapominać. […] Dlatego kiedy dziś oglądam moje filmy, nie zawstydzają mnie ani scenariusze, ani gra aktorska, ani stroje”. Widać więc, że już wówczas zdawano sobie sprawę z jakości, jakie niosły ze sobą wiarygodne stroje historyczne. Jakość tę ignorowali jednak wciąż producenci, dla których najważniejszy był pewny zysk, a tego nie gwarantowała im rekonstrukcja epokowych sukni. 



Nowe wyzwania stawiał również zyskujący popularność Technicolor, który wymagał nie tylko dobrego wyważenia kolorów w samym stroju, ale i jego zgrania z konkretną scenografią. „Musimy przyzwyczaić nasze artystyczne oczy do nowych, oprócz czerni, bieli i szarości, odcieni na ekranie. Musimy nauczyć się malować sceny przy użyciu całej palety kolorów”, pisał kostiumograf Omar Kiam, doskonale zdający sobie sprawę z trudności tego przedsięwzięcia, które dodatkowo komplikował fakt mocnego, studyjnego oświetlenia i nierealistycznych odcieni końcowego efektu filmowego. Projektanci i wykonawcy kostiumów musieli brać pod uwagę rozmaite czynniki, które wpływały na to, jak strój prezentował się w przyciemnionej sali kinowej. Tym trudniej więc było stworzyć kostium historyczny, który wymagał takiego zgrania kolorów, aby jednocześnie zdawał się wiarygodny, pozostawał atrakcyjny i spełniał wymogi Technicoloru.

Nie było łatwo, prawda? Trzeba też brać pod uwagę gust ówczesnej widowni, która nie oczekiwała na ekranie wiernego obrazu historii. Chcieli baśni, chcieli romantyzmu i ucieczki od szarej, naznaczonej Wielkim Kryzysem rzeczywistości. I właśnie to twórcy filmów im serwowali. 

Ale czy możemy mieć im to za złe?



Większość materiałów do tego posta pochodzi z dwóch książek pod redakcją Deborah Nadoolman Landis - "Dressed in Time" i "Hollywood Costume". Obie serdecznie wam polecam, choć dostępne są tylko na Amazonie i kosztują grube dolary. Ale wiecie, nie takie z nadwagą. GRUBE.

Komentarze

  1. Mam nadzieję, że na obronie komisja będzie pod wrażeniem. Super post, taki rozbudzajacy ciekawość, az chce się szukać dalszych infitmacji (i olac przygotowania do sesji) :D Życzę powodzenia z dalszym pisaniem licencjatu <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo żałuję, że te albumy Landis, z których korzystałam, nie są powszechnie dostępne w Polsce. Sama niestety nie miałam okazji przeczytać całości, a tylko kilka rozdziałów z każdego, ale wygląda na to, że to fascynujące książki dla każdego kostiumomana :)

      Usuń
  2. Ale się fajnie czytało! No i dużo się dowiedziałam o początkach filmów kostiumowych i pierwszych kostiumach historycznych, a one zawsze były dla mnie zagadką :) Trzymam kciuki za licka :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak naprawdę w latach 30. filmy kostiumowe już hulały, takie początki-początki to pewnie jakoś pierwsza dekada XX wieku ;) Zawsze urzekają mnie kostiumy z kina niemego, które nie przypominają ani historii, ani współczesnej mody, ani kostiumów teatralnych - słowem, zagadka, dlatego mimo początkowych chęci zostawiłam je w spokoju :D

      Usuń
  3. Kocham ten post prawie tak bardzo jak filmy kostiumowe z lat 30-40. Ale jak już szkończysz pisać licencjat dasz go przeczytać, prawdaaaa? :D
    PS. Uwielbiam Marlenę w The Scarlett Empress. Walić poprawność, jest boska. I ta mufka <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypomnij mi, na jakich jesteś studiach i dlaczego nie na filmoznawstwie? Haha

      Usuń
  4. Ja w liceum namiętnie oglądałam przedwojenne polskie komedie i nawet swojej klasie zrobiłam krótką prezentację o tych filmach, ale jakoś nigdy nie miałam weny by zabrać się za przedwojenne kostiumowe np. "Barbara Radziwiłłówna" ze Smosarską .
    Po Twoim interesującym poście aż z ciekawości sprawdzę jak to u nas z kostiumologią bywało :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze, to te polskie kostiumowe jakoś mnie nie porwały :D O ile techniczne zacofanie jeszcze w przedwojennych komediach jestem w stanie przeboleć, bo kocham je całym sercem, to w tych historycznych już trochę mnie gryzie, że byliśmy aż tak do tyłu. Wystarczy sobie porównać taką Radziwiłłównę z "Cleopatrą" z 1934 (nie chodzi mi oczywiście o skalę, tylko o sam sposób filmowania).

      Usuń
  5. Przedwojenna "Barbara Radziwiłłówna" jest całkiem wierna jeśli chodzi o kostiumy, widać, że starano się o to. W scenie koronacji wykorzystano tablicę z "Ubiorów w Polsce" Matejki, które jeszcze wówczas były niepodważalnym opracowaniem :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, kostiumy w BR są bardzo dobre (zwłaszcza biorąc pod uwagę utrudniony dostęp do źródeł historycznych), w porównaniu np. do "Ułana księcia Józefa", gdzie trzecioplanowe postaci noszą empirki, a Smosarska dziwnym trafem modne w latach 30. sukienki z olbrzymimi rękawami :)

      Usuń
  6. Chyba nie do końca rozumiem logikę tych filmowców - przecież odsłonięte ramiona Normy są dla mnie dużo lepszym materiałem do ocenzurowania, niż kwadratowe dekolty z XVIII wieku (pomijając te super-głębokie) :D Bardzo ciekawy wpis, super by było, gdybyś zrobiła cały cykl o strojach w starych filmach kostiumowych! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nie nie, w kodeksie nie należy doszukiwać się jakiejkolwiek logiki :D Na przykład można było pokazać aktorkę w skąpym kostiumie, jeśli ze sceny wyraźnie wynikało, że jest to ubiór sportowy. Ale jeśli ten stroj miał na sobie koronkę, nie można było go pokazać, bo automatycznie stawał się bielizną :P

      Usuń
  7. Najpiękniejsze kostiumy oczywiście, w "Przeminęło z wiatrem" <3 <3 <3 !

    OdpowiedzUsuń
  8. Historia z Bette Davis cudna ;) Szczerze mówiąc, to ostatni akapicik dziś też w dużej mierze dość trafny... Swoją drogą, właśnie przyszło mi do głowy, że współczesne adaptacje filmowe baśni mają coś właśnie ze "stylu" filmów historycznych/kostiumowych z tej epoki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, np. nowy "Kopciuszek" wręcz otwarcie czerpie z projektów starego Hollywood :)

      Usuń
  9. Bardzo fajny post! Przeczytałam go z zaciekawieniem :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty