tiurniura nad tamizą / bustle dress by the river thames
Czy muszę wspominać, że uwielbiam Londyn? O moim anglofilstwie mogliście się już wielokrotnie przekonać, i uczucie to nie omija stolicy. Wąskie, ceglane kamienice skontrastowane z nowoczesnymi wieżowcami, wszystko przesiąknięte na zmianę atmosferą Sherlocka Holmesa, Harry'ego Pottera i Mary Poppins, a do tego ukochane przeze mnie i "ludzkie" w użyciu metro, które tej wielkiej metropolii nadaje przyswajalny charakter.
Gdy tylko dowiedziałam się, że w ramach prezentu na urodziny rodzice fundują mi weekendową wycieczkę do jednej z moich ulubionych stolic, od razu zrodził się pomysł zabrania ze sobą tiurniury. Ten okres w modzie zawsze kojarzył mi się z Londynem i postanowiłam poświęcić jakieś dwa tygodnie na wyprodukowanie zestawu z okresu ok. 1884-1886.
Nie było łatwo. Szyłam praktycznie do ostatniej godziny, żeby doprowadzić suknię do stanu używalności (spódnice nadal zapinane są na szpilki), a haft z przodu żakietu powstał w dzień przed planowanym lotem. Kosztował mnie sporo wysiłku, ale uwzięłam się i skończyłam misterne zawijasy.
If you happened to be in London this weekend, especially in the Kensington Gardens/Hyde Park area, it is possible you stumbled upon a weirdly dressed Victorian lady! And that lady was me, taking pictures of my new 1884-1886 mint & black bustle dress. When my parents told me they're taking me on a London trip as my birthday gift, I immediately thought "I need a bustle dress for that!". Whenever I imagine 19th century London, I see fog, steam, dirty riverside, narrow streets, gloomy buildings and bustles! They seem the essence of Victorian England, as well as London does.
I worked on my first ever bustle dress for about 1,5 week. The trickiest part was the front braiding - I saw the pattern on Historical Sewing facebook fanpage one day and decided to give it a try. And I did, spending 6 hours hand stitching it to the bodice!
Ale od początku. Przy planowaniu podróży jednym z głównych jej celów było Victoria & Albert's Museum, na zrelacjonowanie tej wizyty poświęcę jednak osobny post. Punktem programu, który chciałabym dzisiaj opisać, był spacer po Kensington Gardens - parku powstałym przy pałacu, w którym przyszła na świat królowa Wiktoria. Planując zabranie ze sobą sukni długo szukałam odpowiedniej miejscówki do zdjęć. Wybór padł na Kensington, choć z perspektywy czasu trochę mi szkoda, że nie zdecydowałam się na Regent's Park (zachwycił mnie poprzednim razem). Przede wszystkim przegoniono nas z terenu pałacu ze względu na brak zezwolenia na robienie zdjęć. Odpadły więc malownicze pałacowe ogrody i żywopłoty, a został sam park, który w zasadzie nie był bardziej spektakularny niż krakowski Park Jordana.
Pogoda dopisywała cały weekend i sami londyńczycy nie mogli wyjść ze zdziwienia, że nie spadła ani jedna kropla deszczu. Było to pomocne przy przemierzaniu w tiurniurze kilometrów trawnika, choć mocny wiatr niejednokrotnie sprawiał, że zamiast pięknej, wiktoriańskiej sylwetki na zdjęciu uwieczniłyśmy nadęty balon.
Bardzo zaskoczyły mnie reakcje przechodniów. Żyłam w przekonaniu, że Brytyjczycy z grzeczną obojętnością traktują wszelkie ciuchowe fanaberie. Zresztą, zaledwie dzień wcześniej na latającą po muzeum nagą dziewczynkę nikt nie zwrócił uwagi. Tymczasem podczas mojego spaceru nikt nie specjalnie nie próbował kryć się z ostentacyjnym gapieniem czy wskazywaniem palcem. I nie dotyczyło to bynajmniej (tylko) dzieci!
Apogeum przypadło jednak na niefortunny moment, kiedy przystanęłyśmy z mamą nad jeziorem, koło mostu dzielącego Hyde Park i Kensington Gardens. Nie pamiętam już, kto pierwszy poprosił o wspólne zdjęcie (chyba jakaś dziewczynka z rozbrajającym "Mai aj haf a fołtoł łyf jou?"), pamiętam za to, że przez następne piętnaście minut nie ruszyłyśmy się z miejsca - dziewczyny biorące udział w wakacyjnym zlocie wiedzą o co chodzi! Najbardziej rozbawił mnie pan Koreańczyk (?), który zabawił mnie opowieścią o swoich psach czempionach, a potem wcisnął mi ich smycze do ręki i uwiecznił telefonem. Pozdrawiam też chłopaka o trzy głowy niższego ode mnie, który poprosił o zdjęcie razem. Spytałam go, czy powinnam przykucnąć. "Oh yes, that would be so kind. Thank you."
I was quite surprised by the people's reactions in the park. I always believed British people are so super polite they would never ever even look at someone wearing weirdly. On the contrary, they smiled a lot and pointed me out without hesitation. Some of them asked me what I was doing and why was I wearing the dress, and lots and lots of passers-by took pictures with me - kids, teenagers, tourists and even dogs. Basically, it was hard to be unnoticed.
Jeszcze trochę o samej sukni. Najbardziej zadowolona jestem z góry, którą praktycznie ukończyłam. Użyłam tego wykroju, nieco zmodyfikowanego. Spódnica to totalna samowolka. Na oko powycinałam kliny i dopasowałam długość do tiurniury pod spodem, a wierzchnią spódnicę poupinałam na manekinie. Nie wyszła tak spektakularnie jak chciałam - głównie dlatego, że musiałam trochę pokombinować z trenem, który rozepnę na wizytę w teatrze (tak, szykuje się balowa wersja tej sukni). Kapelusik powstał z zakupionego kiedyś tam męskiego cylindra i jest w stadium rozkładu (złożył się na to dwudziestominutowy proces powstawania oraz ekonomiczne upchnięcie nakrycia głowy w walizce).
Warstwy:
- koszula
- gorset
- tiurniura lobster tail (objętościowo za mała i przez miękkie fiszbiny jeszcze bardziej traci na objętości)
- halka z przypiętą z tyłu poduszeczką i tiulem
- druga halka z falbankami z tyłu
- spódnica spodnia (czyli ta z czarnym rąbkiem)
- spódnica wierzchnia ("fartuszek" i upięty tył)
- stanik (w dawnym znaczeniu tego słowa)
Quick facts. The dress is not finished at all. I used this pattern for the bodice (modified) and made up the rest. I am not perfectly happy with how the back turned out - it's a bit flat, but this might be the matter of the fabric. I also had to figure it out more carefully because of the train that had to be somehow hidden. It's going to be used in the ball version of this gown. The hat was super quick and it's a bit of a mess, but I'm glad I had it anyway.
The layers I'm wearing are: chemise, corset, lobster tail bustle (too small and too flexible to give the support needed, but Rome wasn't built in a day), petticoat + a pad in the back with some tulle ruffles, ruffled petticoat, underskirt (the one with the black hem), overpetticoat (apron + the bustled back), the bodice. That's enough, off we go to the photos!
Chyba już pora pokazać wam, o czym tyle się rozpisuję. Przed wami mój sobotni spacer po Kensington Gardens!
Niedługo pokażę wam bieliznę (nie brzmi to najlepiej), tymczasem zabieram się za wersję balową, żeby zdążyć na wyjście do teatru!
Gdy tylko dowiedziałam się, że w ramach prezentu na urodziny rodzice fundują mi weekendową wycieczkę do jednej z moich ulubionych stolic, od razu zrodził się pomysł zabrania ze sobą tiurniury. Ten okres w modzie zawsze kojarzył mi się z Londynem i postanowiłam poświęcić jakieś dwa tygodnie na wyprodukowanie zestawu z okresu ok. 1884-1886.
Nie było łatwo. Szyłam praktycznie do ostatniej godziny, żeby doprowadzić suknię do stanu używalności (spódnice nadal zapinane są na szpilki), a haft z przodu żakietu powstał w dzień przed planowanym lotem. Kosztował mnie sporo wysiłku, ale uwzięłam się i skończyłam misterne zawijasy.
If you happened to be in London this weekend, especially in the Kensington Gardens/Hyde Park area, it is possible you stumbled upon a weirdly dressed Victorian lady! And that lady was me, taking pictures of my new 1884-1886 mint & black bustle dress. When my parents told me they're taking me on a London trip as my birthday gift, I immediately thought "I need a bustle dress for that!". Whenever I imagine 19th century London, I see fog, steam, dirty riverside, narrow streets, gloomy buildings and bustles! They seem the essence of Victorian England, as well as London does.
I worked on my first ever bustle dress for about 1,5 week. The trickiest part was the front braiding - I saw the pattern on Historical Sewing facebook fanpage one day and decided to give it a try. And I did, spending 6 hours hand stitching it to the bodice!
Ale od początku. Przy planowaniu podróży jednym z głównych jej celów było Victoria & Albert's Museum, na zrelacjonowanie tej wizyty poświęcę jednak osobny post. Punktem programu, który chciałabym dzisiaj opisać, był spacer po Kensington Gardens - parku powstałym przy pałacu, w którym przyszła na świat królowa Wiktoria. Planując zabranie ze sobą sukni długo szukałam odpowiedniej miejscówki do zdjęć. Wybór padł na Kensington, choć z perspektywy czasu trochę mi szkoda, że nie zdecydowałam się na Regent's Park (zachwycił mnie poprzednim razem). Przede wszystkim przegoniono nas z terenu pałacu ze względu na brak zezwolenia na robienie zdjęć. Odpadły więc malownicze pałacowe ogrody i żywopłoty, a został sam park, który w zasadzie nie był bardziej spektakularny niż krakowski Park Jordana.
Pogoda dopisywała cały weekend i sami londyńczycy nie mogli wyjść ze zdziwienia, że nie spadła ani jedna kropla deszczu. Było to pomocne przy przemierzaniu w tiurniurze kilometrów trawnika, choć mocny wiatr niejednokrotnie sprawiał, że zamiast pięknej, wiktoriańskiej sylwetki na zdjęciu uwieczniłyśmy nadęty balon.
Bardzo zaskoczyły mnie reakcje przechodniów. Żyłam w przekonaniu, że Brytyjczycy z grzeczną obojętnością traktują wszelkie ciuchowe fanaberie. Zresztą, zaledwie dzień wcześniej na latającą po muzeum nagą dziewczynkę nikt nie zwrócił uwagi. Tymczasem podczas mojego spaceru nikt nie specjalnie nie próbował kryć się z ostentacyjnym gapieniem czy wskazywaniem palcem. I nie dotyczyło to bynajmniej (tylko) dzieci!
Apogeum przypadło jednak na niefortunny moment, kiedy przystanęłyśmy z mamą nad jeziorem, koło mostu dzielącego Hyde Park i Kensington Gardens. Nie pamiętam już, kto pierwszy poprosił o wspólne zdjęcie (chyba jakaś dziewczynka z rozbrajającym "Mai aj haf a fołtoł łyf jou?"), pamiętam za to, że przez następne piętnaście minut nie ruszyłyśmy się z miejsca - dziewczyny biorące udział w wakacyjnym zlocie wiedzą o co chodzi! Najbardziej rozbawił mnie pan Koreańczyk (?), który zabawił mnie opowieścią o swoich psach czempionach, a potem wcisnął mi ich smycze do ręki i uwiecznił telefonem. Pozdrawiam też chłopaka o trzy głowy niższego ode mnie, który poprosił o zdjęcie razem. Spytałam go, czy powinnam przykucnąć. "Oh yes, that would be so kind. Thank you."
I was quite surprised by the people's reactions in the park. I always believed British people are so super polite they would never ever even look at someone wearing weirdly. On the contrary, they smiled a lot and pointed me out without hesitation. Some of them asked me what I was doing and why was I wearing the dress, and lots and lots of passers-by took pictures with me - kids, teenagers, tourists and even dogs. Basically, it was hard to be unnoticed.
Jeszcze trochę o samej sukni. Najbardziej zadowolona jestem z góry, którą praktycznie ukończyłam. Użyłam tego wykroju, nieco zmodyfikowanego. Spódnica to totalna samowolka. Na oko powycinałam kliny i dopasowałam długość do tiurniury pod spodem, a wierzchnią spódnicę poupinałam na manekinie. Nie wyszła tak spektakularnie jak chciałam - głównie dlatego, że musiałam trochę pokombinować z trenem, który rozepnę na wizytę w teatrze (tak, szykuje się balowa wersja tej sukni). Kapelusik powstał z zakupionego kiedyś tam męskiego cylindra i jest w stadium rozkładu (złożył się na to dwudziestominutowy proces powstawania oraz ekonomiczne upchnięcie nakrycia głowy w walizce).
Warstwy:
- koszula
- gorset
- tiurniura lobster tail (objętościowo za mała i przez miękkie fiszbiny jeszcze bardziej traci na objętości)
- halka z przypiętą z tyłu poduszeczką i tiulem
- druga halka z falbankami z tyłu
- spódnica spodnia (czyli ta z czarnym rąbkiem)
- spódnica wierzchnia ("fartuszek" i upięty tył)
- stanik (w dawnym znaczeniu tego słowa)
Quick facts. The dress is not finished at all. I used this pattern for the bodice (modified) and made up the rest. I am not perfectly happy with how the back turned out - it's a bit flat, but this might be the matter of the fabric. I also had to figure it out more carefully because of the train that had to be somehow hidden. It's going to be used in the ball version of this gown. The hat was super quick and it's a bit of a mess, but I'm glad I had it anyway.
The layers I'm wearing are: chemise, corset, lobster tail bustle (too small and too flexible to give the support needed, but Rome wasn't built in a day), petticoat + a pad in the back with some tulle ruffles, ruffled petticoat, underskirt (the one with the black hem), overpetticoat (apron + the bustled back), the bodice. That's enough, off we go to the photos!
Chyba już pora pokazać wam, o czym tyle się rozpisuję. Przed wami mój sobotni spacer po Kensington Gardens!
Zgonuję na trawce. |
"Mam przekrzywiony kapelusz?" "Nie nie, w porządku." / "Mom, is my hat crooked?" "No, it's ok." |
Jeju! Nie wiem co powiedzieć: jest boska! :D wyglądasz jak prawdziwa Irene Adler!
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc, troszkę się nią inspirowałam! :D
Usuńw tej sesji skradłaś mi serce! piękna sukienka :)
OdpowiedzUsuńPięknie dziękuję! :)
UsuńPrzepiękna! Jak z filmu *_* No i kolor, niby kontrowersyjny, a jak się świetnie prezentuje :) To (oprócz belle epoque z sesji w Łazienkach), według mnie Twoja najładniejsza sukienka *_*
OdpowiedzUsuńTo chyba szóste zestawienie kolorów, nad którym się zastanawiałam :P Najpierw miały być dwa odcienie fioletu, potem brąz, potem beż z białymi detalami, beż z czarnymi, aż skończyło się na tym :D
UsuńZauroczył mnie kolor i naszycia na staniku. Są rewelacyjne;)
OdpowiedzUsuńTo cieszę się, bo spędziłam nad nimi wiele godzin! ;)
UsuńPopieram! Naszycia wyglądają obłędnie!!
UsuńZgadzam się z Porcelanką: te dwie suknie są chyba najpiękniejsze z wszystkich Twoich! Ta sprawia wrażenie autentyku i gdyby dać ją na manekin i postawić w muzeum, to chyba mało kto by się zorientował, że to suknia współczesna :) A Ty wyglądasz w niej wspaniale!
OdpowiedzUsuńOjej :) Miałam wątpliwości co do tego zestawienia, ale w latach osiemdziesiątych używano tak dziwnych kolorów i materiałów, że chyba wszystkie chwyty dozwolone :D
UsuńJeżu, prześliczna jest! Ukradlabym Ci ją, Hihi :3 i nie mogę się doczekać aż pokażesz bieliznę i wersje do teatru :)
OdpowiedzUsuń+ czy Ty masz tu grzywkę? ;>
Ha, mam i nie mam :P To taka moja autorska fryzura, chyba to opatentuję - grzywka powstaje z końcówek włosów :D
UsuńEleonoro, normalnie zatkało mnie. Ta suknia jest nieziemska i zgadzam się z dziewczynami wyżej, że to chyba Twoja najpiękniejsza kreacja! :)
OdpowiedzUsuńDziękuję! :) Wymaga jeszcze wykończenia, ale muszę przyznać że jestem całkiem zadowolona z efektu :)
UsuńWow, zdobienie stanika robi wrażenie! No i zazdroszczę Ci tego Londynu i V&A :)
OdpowiedzUsuńSpokojnie, kiedyś jeszcze zrobimy tam zlot, zobaczysz :D
UsuńZdjęcie z psami najładniejsze :)
OdpowiedzUsuńPowiem tak: ładnemu to we wszystkim ładnie ;) Czekam na wersję balową ;)
Hahaha, pamiętam, że jeden nazywał się Steward :D A w domu siedział trzeci, ponoć jakiś czempion :P
UsuńWyobraziłam sobie twoje zdjęcie z Filemonem na wstążce ... ;D
UsuńNię będę dodawała kolejnych achów i ochów ale jest cudna!!
OdpowiedzUsuńDzięki! :) Miło mi, że się podoba! ;)
UsuńBeautiful photos and I love the color combination on the dress!
OdpowiedzUsuńThank you, Sanna! I had a hard time deciding which fabric should I choose to expose the front embroidery best, and decided that a bigger contrast might do well.
UsuńTy zgonujesz na trawce, ja z zazdrości i faktu że w trakcie napadu śmiechu oblałam się gorącą herbatą:D Suknia jest PRZEPIĘKNA (ten kolor. Ten haft<3)
OdpowiedzUsuńPS. Miałam pisać maila ale skorzystam z okazji - której dokładnie mamy się spotkać w teatrze? Bo muszę zdecydować którym pociągiem mam jechać:)
O nie, mam nadzieję że się nie poparzyłaś :D Jeszcze nie ustaliłyśmy z Fobmroweczką, ale podejrzewam, że około 18.45 ;)
UsuńWspaniała suknia, wypad do Londynu udał się :)
OdpowiedzUsuńZdecydowanie! :) Już tęsknię za tym klimatem ;)
UsuńJejku, wyglądasz jak aktorka z filmu kostiumowego, serio! Suknia, otoczenie i Twoja uroda - wszystko piękne!
OdpowiedzUsuńCo do Londynu - miałam okazję zwiedzić w ubiegłym roku :) Byłam zachwycona, choć o wiele bardziej podobały mi się Oksford i Canterbury. Żałuję jedynie, że nie byłam w Victoria & Albert's Museum - minus zorganizowanej wycieczki :/ Czekam na Twoją relację!
Ojej, dzięki! :) Nie byłam ani w Oksfordzie ani w Cantenbury, więc nie mogę się wypowiedzieć :D Podejrzewam, że mają bardziej staroświecki klimat, bo w Londynie jednak mieszają się starodawność i stołeczny nieład.
UsuńLaaaaa!!! I LOVE the photo with the two white puppies!! How adorable! I love your dress! The color is beautiful and you did a great job on the trim on the bodice! Wasn't it a pain to apply? I remember when I did my green bustle with black trim thinking that I would NEVER get all the trim sewn on! I love the design of the trim. The bustling in the back is very nice. Is that a strip of black on the hem of the dress? Very nice! You have done a brilliant job on your first bustle dress! Oh and your parents are wonderful for taking you on a trip to England!! Laaaaa!! Museums!!
OdpowiedzUsuńBlessings!
Gina
Haha, one guy just came and told me to hold his dogs for a pic! And he told me their names and everything! Thanks, but yes, it was painful and seemed neverending. I started it the night before our flight to London, so no breaks were allowed! I was so tired my eyes closed. One side took me about three hours, and it's a simplified version of the original pattern! But I did it and even though it's imperfect and I already know a thousand things I'd do different next time, I'm proud I didn't give up. I was really thankful my parents came up with the idea of the trip!
UsuńSerio? Dopiero parę lat szyjesz? Jestem pod wrażeniem! Super :)
OdpowiedzUsuń