gdzie byłam, jak mnie nie było / so what exactly was happening with me this year
Zaczynałam ten tekst chyba osiem razy, ale za każdym razem utykałam na wstępie - dlatego trudno, pomijam wstęp, przeżyjecie. Oto podsumowanie, punkt po punkcie, co się działo przez miniony rok i dlaczego blogowi się trochę przywiędło.
This is probably the eight time I'm beginning to write this post - always get stuck on the introduction, so I'll just skip it. Here's a summary of what exactly was happening with me the whole last year.
1. Rok zagranico. O tym już chyba wspominałam, ale we wrześniu wywiało mnie do stolicy Szkocji na studia (noo dobra, Edynburg to jest stolica formalna, tak naprawdę wszyscy wiedzą, że stolicą-stolicą jest Glasgow). Wrzesień upłynął więc bardzo nie-kostiumowo na rozpaczliwych próbach ogarnięcia szkockiego akcentu i poszukiwaniach majonezu kieleckiego w polskich sklepach.
1. Studies abroad. Last September I moved to Edinburgh to study the secrets of filmmaking. So, in the first few months, instead of happily sewing, I spent most of the time desperately trying to get used to the Scottish accent and frantically searching for Polish mayonnaise.
2. Listopadowy wyjazd do Haworth (również z tego powodu, a także ze zwyczajowego mojego rozrzewnienia brontowo-jesiennego, w listopadzie zainicjowałam małą akcję poświęconą siostrom Bronte - #brontember na instagramie). Zbawiennym pomysłem okazało się porzucenie projektu chodzenia po wrzosowiskach w wiktoriańskiej sukni - spacer w bardziej casualowym stroju był wystarczająco wymagający. Tak czy siak było cudnie, nocowałyśmy w wiktoriańskim pensjonacie, i cóż mogę rzecz - moje serduszko należy do Yorkshire. Kiedyś powinien pojawić się o tym post.
2. November trip to Haworth. We eventually abandoned our original idea of wandering through the moors in our 1840s dresses - mainly because we didn't finish them on time, but that proved to be the right decision, considering how wet and muddy it was (also, we barely had time for anything anyway, let alone for putting on Victorian attires).
3. Łowy w charity shopach. Nie wstydzę się przyznać, że mniej więcej połowę czasu w Szkocji spędziłam na regularnym przeczesywaniu lokalnych sklepów z używaną odzieżą i rozmaitymi szpargałami - przeczesywaniu owocnym, bo dzięki niemu wzbogaciłam się o całą kolekcję wiktoriańskich butelek, kilkanaście wiktoriańskich i edwardiańskich książek, oryginalne (sztuczne!) futro z lat 40., sukienkę i torebkę z lat 50., rakietę do tenisa z lat 40., oraz całą masę rozmaitych głupot, na które zapewne nie powinnam wydawać pieniędzy, ale aż żal nie kupić, mając w pamięci ofertę polskich second handów. A skoro już mowa o latach 40. i 50....
3. Charity shop hunts. I am not ashamed to admit I spent about half of my time in Scotland rummaging through countless charity shops. Worth it though - I found a whole collection of Victorian glass bottles, a lot of Victorian and Edwardian books sold for next-to-nothing, vintage 1940s fake fur that I intend to wear everyday this winter, a 1950s dress that fits me like a glove, a 1950s leather bad, a 1940s tennis rocket and lots of other things that are probably not at all that unusual for someone UK- or USA-based, but are a really big deal for someone from Poland. Here I probably wouldn't be able to get even one of the things mentioned for the amount of money I spent on all of those. And since we're talking about 1940s...
4. Retro. Ponieważ nie wszyscy z Was obserwują mnie na innych mediach społecznościowych, miniony rok był dla mnie rokiem, w którym zarzuciłam wszelkie ciuchy noszące haniebne znamiona przaśnej współczesności na rzecz takich, którymi nie pogardziłaby moja babcia. Krótko mówiąc, przeszłam stopniową retro-metamorfozę i teraz faktycznie kłuje mię w serduszku, kiedy trzeba gdzieś założyć adidasy albo wyjść z domu bez czerwonej szminki.
4. Retro style. Since not all of you follow me on Instagram, you might not know that the past year was a year of a retro transformation for me. I got rid of all my modern clothes and now it's safe to say that my grandma fully approves of everything I wear, which is not a common situation nowadays.
5. YouTube. Te wspomniane wyżej media społecznościowe to głównie instagram i youtube, który, po ponad roku stagnacji stał się trochę moim internetowym "biznesem", jak i przyczynił do tego, że średnio raz na dwa tygodnie ktoś rozpoznaje mnie, kiedy z pryszczatym ryjem lecę po bułki. Uczucie dość egzotyczne i nieodmiennie niezręczne, acz miłe.
5. YouTube. Again, as some of you only follow this blog, you might not have noticed that since last December I produce - more-or-less regularly - YouTube videos.
Na moim kanale można znaleźć takie na przykład rarytasy.
6. Zwiedzanie. Może nie w takim stopniu, w jakim bym chciała, ale w Szkocji udało mi się trochę pozwiedzać. Już na początku roku akademickiego wykupiłam sobie członkostwo Historic Environment Scotland, co zapewniło mi darmowy wstęp do sporej ilości okolicznych zamczysk i pałaców (muehehe). Jak się pewnie domyślacie, sprawiło mi to mnóstwo frajdy, bo uwielbiam starą architekturę, a przechadzanie się po ruinach komnat Marii Stuart albo prastarej gotyckiej kaplicy w Roslin jak dla mnie zawsze spoko.
6. Sight-seeing. Maybe not to the extent I wanted, but I still managed to see some snippets of Scotland - especially castles and palaces, which was pretty exciting.
7. Harry Potter. Coś, z czego właściwie nie zdawałam sobie sprawy, a mianowicie fakt, że w Szkocji, w Edynburgu zwłaszcza, roi się od miejsc związanych z tym najbardziej magicznym fandomem świata. Hogwartowa atmosfera tak mi się udzieliła, że podczas wizyty panny Wrońskiej wdrapałyśmy się na pokryte uschniętymi wrzosami wzgórza i zrobiłyśmy sobie harrypotterowo-edwardiańską sesję.
7. Harry Potter. Something I didn't really realize when I was moving to Scotland was how obsessed with my favorite fandom it is. This hogwartsy mood resulted in some Slytherin-inspired outfits as well as this hp-Edwardian shoot with miss Wrońska.
8. Kostiumy do filmu "The Proposal". Ponieważ jakimś sposobem udało mi się namówić wykładowców do tego, żeby pozwolili mi wyreżyserować własny scenariusz, a także - mimo zerowego budżetu - aby tenże właśnie scenariusz osadzony był w połowie dziewiętnastego wieku, w okolicy lutego okazało się nagle, że mam do uszycia trzy komplety damskiej odzieży. Było to wbrew pozorom zajęcie dość relaksujące, mimo, że pierwszy raz w życiu szyłam coś nie tylko nie na siebie, ale w ogóle na wymiary podane mi na szybko w mailu. Jakimś cudem, wszystko pasowało i dzięki temu aktorki wyglądały naprawdę ekstra.
8. "The Proposal". I somehow managed to convince my tutors to let me shoot and direct my own Victorian-set script on a zero budget. And, even more surprisingly, we did it! I made all the female costumes, which was quite a challenge, as I've never sewn for someone before.
9. Kostiumy do "Confusions of a Wasted Youth", jak i cały film. Ostatni film, nad jakim pracowałam w Szkocji, był moim filmem dyplomowym, a także przedsięwzięciem, które wyssało ze mnie więcej pieniędzy, niż kiedykolwiek myślałam że posiadam - a część z nich poszła na zaprojektowane przeze mnie kostiumy.
9. "Confusions of a Wasted Youth". My graduation film was probably the most costly thing I've ever done, and some of the money was also spent on the costumes I designed.
10. Bal w Edynburgu. Regencyjny marcowy bal (który, jako jedną z nielicznych rzeczy, opisałam w ciągu roku na blogu) wspominam bardzo miło i już myślę nad tym, żeby wybrać się na niego po raz kolejny w przyszłym roku.
10. Regency Ball in Edinburgh. Having already written a post on it, let me just say it was a fantastic evening, and let's move on.
11. Bal w Bath. W maju wybrałam się na wiktoriański bal Prior Attire w sukni szytej na ostatnią chwilę - ostatnią do tego stopnia, że sam początek balu spędziłam zszywając stanik sukni w damskiej toalecie. Więcej o moich przygodach w tym znienawidzonym (zupełnie niesłusznie!) przez Jane Austen mieście powinno kiedyś pojawić się na blogu w formie osobnego posta.
11. Victorian Ball in Bath. In May I travelled all the way to Bath for Prior Attire's Victorian Ball - and boy, was it an adventure! I think it fully deserves a whole separate post.
12. Ojców. Świeżo po powrocie z zagranicy (w połowie sierpnia) wpadłam w sam środek eventowego armagedonu, który trwał praktycznie aż do minionego weekendu. Wyglądało to mniej więcej tak, że cały tydzień spędzałam na szyciu ciuchów na sobotę i niedzielę, a w poniedziałek jechałam już po materiały na nowy projekt. Chyba pierwszym z takich większych wydarzeń był Zlot Krynoliny w Ojcowie, na którym pojawiłam się pierwszy raz po dwóch latach.
12. The annual Regency weekend in Ojców. Just after I returned home from studying abroad, a lot of events were ahead of me, and most of them required some heavy sewing. The first of those events was our annual Regency weekend that I FINALLY attended after missing it two times.
13. Wycieczka do Budapesztu. Razem z moją sis postanowiłyśmy wybrać się do Budapesztu, ale ponieważ to my, zabrałyśmy ze sobą całe zestawy edwardiańskich ciuchów, które wcześniej oczywiście ktoś musiał uszyć, a tym kimś byłyśmy my. O tym też powinien pojawić się prędzej czy później post.
13. Budapest trip. Another one of those events was our short trip to Budapest. Obviously, we wouldn't be ourselves if we spent the whole weekend dressed casually - and that, again, required a whole lot of sewing.
14. Złote Popołudnie. We wrześniu wybrałam się na tegoroczne Złote Popołudnie - tym razem nie tylko jako uczestnik, ale współtwórca programu, którego ostatnim punktem była projekcja mojego filmu (patrz punkt 9).
14. Golden Afternoon. This time I attended this annual Victorian picnic by Nomina Rosae not only to show off, but to show - my graduation film that I've mentioned above.
15. Targi Kogel-Mogel. W miniony weekend odbyły się w Krakowie targi vintage i retro i załapałam się na nich na własny wykład o... kapeluszach. Pozycja pt. "Mówienie 45 minut bez przerwy" została wykreślona z mojej listy rzeczy do zrobienia w życiu.
15. Kogel Mogel retro and vintage fair. Last weekend I attended the fair and had a short lecture on hats - that required some preparation, as I'm a total hat-history noob. Anyways, my first ever lecture - done.
16. Patronite umarł. Niestety, ponieważ do sierpnia praktycznie nie miałam czasu na szycie dla siebie (poza dwoma wymienionymi wyżej wyjątkami), a tym bardziej na aktualizowanie bloga albo kontakt z patronami, troszkę się poddałam i przestałam dawać znać, co się w ogóle dzieje, za co wszystkich pokrzywdzonych bardzo przepraszam. Po prostu intensywny tryb studiów i stres z tym związany sprawiły, że ostatnie na co miałam ochotę to informowanie ludzi o tym, jak bardzo znowu nic nie uszyłam. Ale zgromadzonych do tej pory pieniędzy nie przepiłam, a zakupiłam za nie materiały, które cierpliwie czekają na swoją kolej.
16. Just ignore this point, it's about a Polish patreon site, nevermind.
I tak oto mamy początek października. Przede mną dużo fajowych projektów, cringowych filmików na jutubie i zapewne kilka wyjazdów - ale przede wszystkim duużo pisania, jeśli chcę Wam wszystko porządnie opowiedzieć! Który punkt zaciekawił Was najbardziej?
And so, here we are, it's the beginning of October, which screams lots of fun projects, cringy YouTube videos and probably some trips - but most of all, a lot of writing, if I want to describe it all properly!
This is probably the eight time I'm beginning to write this post - always get stuck on the introduction, so I'll just skip it. Here's a summary of what exactly was happening with me the whole last year.
1. Rok zagranico. O tym już chyba wspominałam, ale we wrześniu wywiało mnie do stolicy Szkocji na studia (noo dobra, Edynburg to jest stolica formalna, tak naprawdę wszyscy wiedzą, że stolicą-stolicą jest Glasgow). Wrzesień upłynął więc bardzo nie-kostiumowo na rozpaczliwych próbach ogarnięcia szkockiego akcentu i poszukiwaniach majonezu kieleckiego w polskich sklepach.
1. Studies abroad. Last September I moved to Edinburgh to study the secrets of filmmaking. So, in the first few months, instead of happily sewing, I spent most of the time desperately trying to get used to the Scottish accent and frantically searching for Polish mayonnaise.
2. Listopadowy wyjazd do Haworth (również z tego powodu, a także ze zwyczajowego mojego rozrzewnienia brontowo-jesiennego, w listopadzie zainicjowałam małą akcję poświęconą siostrom Bronte - #brontember na instagramie). Zbawiennym pomysłem okazało się porzucenie projektu chodzenia po wrzosowiskach w wiktoriańskiej sukni - spacer w bardziej casualowym stroju był wystarczająco wymagający. Tak czy siak było cudnie, nocowałyśmy w wiktoriańskim pensjonacie, i cóż mogę rzecz - moje serduszko należy do Yorkshire. Kiedyś powinien pojawić się o tym post.
2. November trip to Haworth. We eventually abandoned our original idea of wandering through the moors in our 1840s dresses - mainly because we didn't finish them on time, but that proved to be the right decision, considering how wet and muddy it was (also, we barely had time for anything anyway, let alone for putting on Victorian attires).
3. Łowy w charity shopach. Nie wstydzę się przyznać, że mniej więcej połowę czasu w Szkocji spędziłam na regularnym przeczesywaniu lokalnych sklepów z używaną odzieżą i rozmaitymi szpargałami - przeczesywaniu owocnym, bo dzięki niemu wzbogaciłam się o całą kolekcję wiktoriańskich butelek, kilkanaście wiktoriańskich i edwardiańskich książek, oryginalne (sztuczne!) futro z lat 40., sukienkę i torebkę z lat 50., rakietę do tenisa z lat 40., oraz całą masę rozmaitych głupot, na które zapewne nie powinnam wydawać pieniędzy, ale aż żal nie kupić, mając w pamięci ofertę polskich second handów. A skoro już mowa o latach 40. i 50....
3. Charity shop hunts. I am not ashamed to admit I spent about half of my time in Scotland rummaging through countless charity shops. Worth it though - I found a whole collection of Victorian glass bottles, a lot of Victorian and Edwardian books sold for next-to-nothing, vintage 1940s fake fur that I intend to wear everyday this winter, a 1950s dress that fits me like a glove, a 1950s leather bad, a 1940s tennis rocket and lots of other things that are probably not at all that unusual for someone UK- or USA-based, but are a really big deal for someone from Poland. Here I probably wouldn't be able to get even one of the things mentioned for the amount of money I spent on all of those. And since we're talking about 1940s...
4. Retro. Ponieważ nie wszyscy z Was obserwują mnie na innych mediach społecznościowych, miniony rok był dla mnie rokiem, w którym zarzuciłam wszelkie ciuchy noszące haniebne znamiona przaśnej współczesności na rzecz takich, którymi nie pogardziłaby moja babcia. Krótko mówiąc, przeszłam stopniową retro-metamorfozę i teraz faktycznie kłuje mię w serduszku, kiedy trzeba gdzieś założyć adidasy albo wyjść z domu bez czerwonej szminki.
4. Retro style. Since not all of you follow me on Instagram, you might not know that the past year was a year of a retro transformation for me. I got rid of all my modern clothes and now it's safe to say that my grandma fully approves of everything I wear, which is not a common situation nowadays.
5. YouTube. Te wspomniane wyżej media społecznościowe to głównie instagram i youtube, który, po ponad roku stagnacji stał się trochę moim internetowym "biznesem", jak i przyczynił do tego, że średnio raz na dwa tygodnie ktoś rozpoznaje mnie, kiedy z pryszczatym ryjem lecę po bułki. Uczucie dość egzotyczne i nieodmiennie niezręczne, acz miłe.
5. YouTube. Again, as some of you only follow this blog, you might not have noticed that since last December I produce - more-or-less regularly - YouTube videos.
Na moim kanale można znaleźć takie na przykład rarytasy.
6. Zwiedzanie. Może nie w takim stopniu, w jakim bym chciała, ale w Szkocji udało mi się trochę pozwiedzać. Już na początku roku akademickiego wykupiłam sobie członkostwo Historic Environment Scotland, co zapewniło mi darmowy wstęp do sporej ilości okolicznych zamczysk i pałaców (muehehe). Jak się pewnie domyślacie, sprawiło mi to mnóstwo frajdy, bo uwielbiam starą architekturę, a przechadzanie się po ruinach komnat Marii Stuart albo prastarej gotyckiej kaplicy w Roslin jak dla mnie zawsze spoko.
6. Sight-seeing. Maybe not to the extent I wanted, but I still managed to see some snippets of Scotland - especially castles and palaces, which was pretty exciting.
7. Harry Potter. Coś, z czego właściwie nie zdawałam sobie sprawy, a mianowicie fakt, że w Szkocji, w Edynburgu zwłaszcza, roi się od miejsc związanych z tym najbardziej magicznym fandomem świata. Hogwartowa atmosfera tak mi się udzieliła, że podczas wizyty panny Wrońskiej wdrapałyśmy się na pokryte uschniętymi wrzosami wzgórza i zrobiłyśmy sobie harrypotterowo-edwardiańską sesję.
7. Harry Potter. Something I didn't really realize when I was moving to Scotland was how obsessed with my favorite fandom it is. This hogwartsy mood resulted in some Slytherin-inspired outfits as well as this hp-Edwardian shoot with miss Wrońska.
8. Kostiumy do filmu "The Proposal". Ponieważ jakimś sposobem udało mi się namówić wykładowców do tego, żeby pozwolili mi wyreżyserować własny scenariusz, a także - mimo zerowego budżetu - aby tenże właśnie scenariusz osadzony był w połowie dziewiętnastego wieku, w okolicy lutego okazało się nagle, że mam do uszycia trzy komplety damskiej odzieży. Było to wbrew pozorom zajęcie dość relaksujące, mimo, że pierwszy raz w życiu szyłam coś nie tylko nie na siebie, ale w ogóle na wymiary podane mi na szybko w mailu. Jakimś cudem, wszystko pasowało i dzięki temu aktorki wyglądały naprawdę ekstra.
8. "The Proposal". I somehow managed to convince my tutors to let me shoot and direct my own Victorian-set script on a zero budget. And, even more surprisingly, we did it! I made all the female costumes, which was quite a challenge, as I've never sewn for someone before.
9. Kostiumy do "Confusions of a Wasted Youth", jak i cały film. Ostatni film, nad jakim pracowałam w Szkocji, był moim filmem dyplomowym, a także przedsięwzięciem, które wyssało ze mnie więcej pieniędzy, niż kiedykolwiek myślałam że posiadam - a część z nich poszła na zaprojektowane przeze mnie kostiumy.
9. "Confusions of a Wasted Youth". My graduation film was probably the most costly thing I've ever done, and some of the money was also spent on the costumes I designed.
10. Bal w Edynburgu. Regencyjny marcowy bal (który, jako jedną z nielicznych rzeczy, opisałam w ciągu roku na blogu) wspominam bardzo miło i już myślę nad tym, żeby wybrać się na niego po raz kolejny w przyszłym roku.
10. Regency Ball in Edinburgh. Having already written a post on it, let me just say it was a fantastic evening, and let's move on.
11. Bal w Bath. W maju wybrałam się na wiktoriański bal Prior Attire w sukni szytej na ostatnią chwilę - ostatnią do tego stopnia, że sam początek balu spędziłam zszywając stanik sukni w damskiej toalecie. Więcej o moich przygodach w tym znienawidzonym (zupełnie niesłusznie!) przez Jane Austen mieście powinno kiedyś pojawić się na blogu w formie osobnego posta.
11. Victorian Ball in Bath. In May I travelled all the way to Bath for Prior Attire's Victorian Ball - and boy, was it an adventure! I think it fully deserves a whole separate post.
12. Ojców. Świeżo po powrocie z zagranicy (w połowie sierpnia) wpadłam w sam środek eventowego armagedonu, który trwał praktycznie aż do minionego weekendu. Wyglądało to mniej więcej tak, że cały tydzień spędzałam na szyciu ciuchów na sobotę i niedzielę, a w poniedziałek jechałam już po materiały na nowy projekt. Chyba pierwszym z takich większych wydarzeń był Zlot Krynoliny w Ojcowie, na którym pojawiłam się pierwszy raz po dwóch latach.
12. The annual Regency weekend in Ojców. Just after I returned home from studying abroad, a lot of events were ahead of me, and most of them required some heavy sewing. The first of those events was our annual Regency weekend that I FINALLY attended after missing it two times.
13. Wycieczka do Budapesztu. Razem z moją sis postanowiłyśmy wybrać się do Budapesztu, ale ponieważ to my, zabrałyśmy ze sobą całe zestawy edwardiańskich ciuchów, które wcześniej oczywiście ktoś musiał uszyć, a tym kimś byłyśmy my. O tym też powinien pojawić się prędzej czy później post.
13. Budapest trip. Another one of those events was our short trip to Budapest. Obviously, we wouldn't be ourselves if we spent the whole weekend dressed casually - and that, again, required a whole lot of sewing.
14. Złote Popołudnie. We wrześniu wybrałam się na tegoroczne Złote Popołudnie - tym razem nie tylko jako uczestnik, ale współtwórca programu, którego ostatnim punktem była projekcja mojego filmu (patrz punkt 9).
14. Golden Afternoon. This time I attended this annual Victorian picnic by Nomina Rosae not only to show off, but to show - my graduation film that I've mentioned above.
fot. Blue Mango Studio |
15. Targi Kogel-Mogel. W miniony weekend odbyły się w Krakowie targi vintage i retro i załapałam się na nich na własny wykład o... kapeluszach. Pozycja pt. "Mówienie 45 minut bez przerwy" została wykreślona z mojej listy rzeczy do zrobienia w życiu.
15. Kogel Mogel retro and vintage fair. Last weekend I attended the fair and had a short lecture on hats - that required some preparation, as I'm a total hat-history noob. Anyways, my first ever lecture - done.
16. Patronite umarł. Niestety, ponieważ do sierpnia praktycznie nie miałam czasu na szycie dla siebie (poza dwoma wymienionymi wyżej wyjątkami), a tym bardziej na aktualizowanie bloga albo kontakt z patronami, troszkę się poddałam i przestałam dawać znać, co się w ogóle dzieje, za co wszystkich pokrzywdzonych bardzo przepraszam. Po prostu intensywny tryb studiów i stres z tym związany sprawiły, że ostatnie na co miałam ochotę to informowanie ludzi o tym, jak bardzo znowu nic nie uszyłam. Ale zgromadzonych do tej pory pieniędzy nie przepiłam, a zakupiłam za nie materiały, które cierpliwie czekają na swoją kolej.
16. Just ignore this point, it's about a Polish patreon site, nevermind.
I tak oto mamy początek października. Przede mną dużo fajowych projektów, cringowych filmików na jutubie i zapewne kilka wyjazdów - ale przede wszystkim duużo pisania, jeśli chcę Wam wszystko porządnie opowiedzieć! Który punkt zaciekawił Was najbardziej?
And so, here we are, it's the beginning of October, which screams lots of fun projects, cringy YouTube videos and probably some trips - but most of all, a lot of writing, if I want to describe it all properly!
To tak, żeby nie było nudno, to się przypomnę z nagrodą w rozdawajce kiedyś i płycie CD z Twoim vlogiem? ;P
OdpowiedzUsuńI chciałam napisać, że bardzo się cieszę, że wróciłaś i znowu będziesz rozkręcała Kraków :)
Właśnie przypomniałam sobie ostatnio o tej rozdawajce i nawet miałam Ci coś ogarnąć na Ojców, ale pamiętasz w ogóle, co to miało być? :D Bo ja totalnie nie :P A płytę CD nie wiedziałam, że masz dostać, nagrody już dawno rozesłane, a jeśli ktoś nie dostał, to musiał nie odpowiedzieć na maila :(
UsuńWow, ale dużo u Ciebie się działo! Czekam na bardziej szczegółowe opisy Twoich przygód i wojaży, zajrzę też na YouTube! :)
OdpowiedzUsuńTa biało-czarna suknia w pasy... Jest cudna ^o^
OdpowiedzUsuńemmm... a ja w tym czasie zdążyłam studiować, pracować i się obronić. What a wonderful life. Napisz posty o ósemce, dziewiątce i trzynastce :D I koniecznie wrzuć foty wszystkich strojów, które uszyłas! :D
OdpowiedzUsuńswoją drogą Twój kanał na YT <333
UsuńHi ! I love watching your youtube videos and I just discovered (is this how you write discovered ? english is also not my first language) your blog. You inspire me to change my style for something more retro. I would also like to have a youtube channel but I'm not sure if I should do it in french or in english. I would like to know why you chose to do your channel in english instead of polish. Thank you !
OdpowiedzUsuńNoémie B.