pasiasta suknia balowa z lat 1870. / striped 1870s ballgown
Samą konstrukcję sukni wspominam jak przez mgłę - pierwszy raz od dłuższego czasu musiałam szyć bez manekina i wszystkich moich specjalistycznych przyrządów do szycia, które drzemały smacznie w szufladzie mojego biurka w Polsce. Podejrzewam, że do teraz wykładzina mojego byłego szkockiego pokoju upstrzona jest czarno-białymi nitkami.
Krój inspirowany był w dużej mierze tym eksponatem z Bath Fashion Museum:
The tale of this dress is long and painful. It starts on the tiniest of floors of my Edinburgh room, back in 2016, with annoying noise of a cheap, plastic, breaks-whenever-you-sew-a-10-cm-seam sewing machine in the background. Deadline was merciless (the dress was to be premiered at Prior Attire's Victorian ball in Bath), my course demanding, no back up plan, so I simply had to somehow manage and make the dress at least wearable.
The construction is a mystery to me - I remember using a Norah Waugh's pattern, but how I managed to make a Victorian dress and a set of undergarments in a room where I could barely fit my chair never ceases to astound me. I had all of my sewing supplies and a sewing dummy waiting for me patiently back at my Polish home.
The pattern and the style were loosely based on this dress from Bath Fashion Museum:
Źródło |
Same paski były dość popularnym trendem w okresie pierwszej tiurniury, o czym świadczą liczne ryciny modowe, zachowane stroje i postaci z obrazów m. in. Jamesa Tissota:
The stripes were a quite common trend during the first bustle era, according to what appears on fashion plates and extant garments from the time, as well as on paintings (remember that famous stripey gown that appears on a lot of Tissot's paintings?):
Źródło |
Żródło |
Kiecce brakowało tylko zapięć, kiedy wylatywałam z Edynburga do Londynu, skąd miałam jechać na bal wiktoriański do Bath. Niestety brakowało jej znacznie więcej, kiedy odkryłam, że w zamkniętej strefie lotniska zostawiłam reklamówkę ze słuchawkami, książką, przybornikiem do szycia i górą sukni :)))))) Oczywiście obsługa lotniska nic nie mogła na to poradzić. Pozostawało wykroić nową górę i mieć nadzieję, że do balu nie będzie już w kawałkach - życie zweryfikowało i pierwsza godzina upłynęła nam na zszywaniu kiecy w łazience. Kto nigdy nie kończył w ten sposób stroju, niech pierwszy rzuci kamieniem.
Po balu niedokończona suknia przezimowała prawie rok. Nie była potrzebna na żadne wydarzenie, więc brakowało motywacji, żeby ją dokończyć. Cały zestaw wyciągnęłam z czeluści kostiumowej szafy dopiero na zeszłoroczne Halloween, kiedy posłużył za komplet Beetlejuice'a.
I rzeczywiście takie burtonowe klimaty dobrze się komponują z tą feralną suknią; może dlatego mroczna sceneria wydawała się naturalnym wyborem, kiedy razem z Anetą umawiałyśmy się we wrześniu na zdjęcia.
Konstrukcja sukni, głównie stanika, wymaga jeszcze kilku poprawek, ale w stosunku do stanu, w jakim znajdowała się w 2017 roku, jest znacznie lepiej. Kto wie, może za rok doczeka się nawet stanika dziennego, który od pamiętnego wyścigu z czasem w 2016 roku czeka na skończenie?
The dress was almost finished when I flew from Edinburgh to London, it only lacked some hooks and eyes. It turned out it lacked much more when we landed - as it turned out, I left a bag with the bodice in it in the closed zone of the airport. The staff wasn't very helpful; after an hour of running around I had to give up and make sure I have the leftover fabric with me to construct a new bodice during the upcoming days.
Of course, one does not simply spend two days in London sewing; we did some sightseeing and I was naive enough to believe there is still some time left. We ended up spending the first hour of the ball sewing up the bodice in the bathroom; and pulling an almost-all nighter the night before proved to be a really bad idea, which resulted in me behaving like a zombie most of the ball.
Maybe that's why, after a couple of months, I pulled the dress out to use it as my Halloween costume - a Victorian rendition of Tim Burton's Beetlejuice. As it turns out, stripes and bustle dresses work quite well with moody Burton vibes!
No wonder a year later, when planning the photoshoot with Aneta, we decided to go for it again.
The construction of the bodice might use some work (floppy neckline especially!), but who knows, maybe next year it will finally have a day bodice done? One step at a time, right?
Suknia jest piękna i bardzo ci pasuje.
OdpowiedzUsuńAle dużo przeszłaś z tą sukienką - nie do wiary! :O Ale wiesz co? Gdybyś nie napisała, że ona jeszcze nie jest tak ostatecznie skończona, w życiu bym nie uwierzyła. Wygląda absolutnie cudownie! <3
OdpowiedzUsuńthank you for writing and publishing this article. this article is very interesting to read for me and very easy to understand and of course very useful
OdpowiedzUsuń