zlot krynoliny - dzień drugi i przemyślenia
Kiedy pędziłyśmy spóźnione (przez nadgorliwego pasażera tramwaju, który za nic nie chciał nas puścić) na spotkanie z resztą uczestniczek zlotu, musiałyśmy przedrzeć się przez liczną hiszpańskojęzyczną wycieczkę. Z początku udało nam się przemknąć prawie niezauważenie, ale krótkie pytanie rzucone przez przewodniczkę wystarczyło, żeby w ruch poszedł jeden aparat. A skoro jeden uczestnik wycieczki robił zdjęcia, reszta nie mogła przepuścić takiej okazji - w efekcie niczym państwo Jolie i Pitt stałyśmy przez dobre kilka minut w poprzek Siennej. 50 obiektywów skierowanych w twoją stronę może przyprawić o zawrót głowy, zwłaszcza, gdy starasz się wypaść dobrze w każdym z nich.
Skończyłam z głupawym bananem na twarzy i na zmianę rozmyślałam o absurdalności tej sytuacji (zwłaszcza, że byłyśmy dosłownie kilka kroków od miejsca spotkania) i o tym, że gwiazdy muszą chyba wszędzie wychodzić z półgodzinnym zapasem, na wypadek, gdyby wpadły na grupę psychofanów. Poza tym, choć w pierwszy dzień pytania typu "Panie z teatru? A tu co się dzieje?" ekscytowały mnie i bawiły, w niedzielę czułam się strasznie zmęczona i zauważyłam, że na dłuższą metę nadmierne zainteresowanie ludzi może nawet przeszkadzać w dobrej zabawie. Dla przykładu - jadąc na spotkanie i wracając z niego tramwajem nie udało nam się zamienić ze sobą ani jednego słowa, bo musiałyśmy uprzejmie wysłuchiwać - uroczych poniekąd - uwag starszych ludzi. I chociaż zwykle chętnie wdaję się w konwersację z inteligentnie wyglądającymi starszymi paniami, tym razem po prostu zabrakło sił, żeby odpowiadać na ich wynurzenia.
W drodze do ogrodu. O sukniach za chwilę :) |
Przedstawicielki regencji... |
Fun fact - palmiarnia w ogrodzie jest zazwyczaj specjalnie podgrzewana, by zachować tropikalne warunki; tymczasem sporą część czasu "chłodziłyśmy" się właśnie tam. To chyba dobrze pokazuje, jaka panowała w niedzielę duchota.
Potem udałyśmy się zwiedzić Dom Mehoffera. Nie ukrywam, że ta podróż wszystkim dała się we znaki. Tutaj ponarzekam znowu, tym razem na MPK - dziwnym trafem klimatyzowany ponoć tramwaj był tak nagrzany, że kiedy wypadłyśmy z powrotem na pełne słońce, odczułyśmy przyjemną różnicę. (Dzisiaj z kolei, kiedy temperatura znacząco spadła i nieodzowny stał się sweter i długie spodnie, w 50-tce klima chodziła na pełnych obrotach. MPK - shame on you.).
Poza tymi drobnymi niedogodnościami bawiłyśmy się i tak świetnie, zwłaszcza, że w Domu Mehoffera utrzymano idealną temperaturę. To jedno z moich ulubionych krakowskich muzeów, czy raczej oddziałów Muzeum Narodowego - dzięki małej ilości zwiedzających można faktycznie poczuć klimat tego miejsca, zarówno jako domu artysty, jak i typowej XIX/XX-wiecznej rezydencji.
Cały dom obfituje w ulubione przeze mnie wczesno-XX-wieczne akcenciki :) |
Troszkę reklamy nie zaszkodzi! :D |
Ogród i przemiła kawiarnia doskonale uzupełniają całość, więc nic dziwnego, że przesiedziałyśmy tam do końca zlotu. Chłodny cień i cieszące oko kwiaty oraz dwa dzbanki zimnej lemoniady również nie należą do nieprzyjemnych rzeczy.
Po rozejściu się zlot oficjalnie się zakończył, chociaż z Porcelaną i Fobmroweczką pożegnałyśmy się dopiero późnym wieczorem - wcześniej spędziłyśmy czas na robieniu fryzur, zapiekance makaronowej i prototypie edwardiańskiej sukni, który naprędce wykonała Fobmroweczka :D
Krótko mówiąc - niedziela minęła znacznie spokojniej niż pierwszy dzień zjazdu, co nie znaczy, że nie obfitowała w przyjemne i zaskakujące nieraz wrażenia.
Teraz podsumowanie zjazdu okiem organizatora ;) Szczerze mówiąc, gdyby rok temu ktoś zapytał mnie, czy podjęłabym się czegoś takiego, chyba zaczęłabym się śmiać. Jestem najbardziej niezorganizowaną i roztrzepaną osobą pod słońcem, odbieranie telefonu zdarza mi się sporadycznie, samo określenie "załatwianie czegoś" powoduje u mnie atak paniki. A jednak już nie raz przekonałam się, że gdy przychodzi do moich pasji, angażuję się stuprocentowo. Czy to jakiś ciekawy projekt filmowy, udział w konkursie, nawet głupie szycie - kiedy już się nakręcę, przez kilka-kilkanaście dni jestem w stanie żyć na naprawdę wysokich obrotach. Zwłaszcza, gdy mam do pomocy równie zaangażowaną osobę i szereg entuzjastycznych uczestników ;) I chociaż zdaję sobie sprawę z tego, że każde kolejne spotkania będą wymagały coraz większych nakładów pracy, jestem gotowa podjąć wyzwanie.
Choćby po to, żeby tak jak w niedzielę wieczorem wrócić do domu zmęczona i mokra, odetchnąć z ulgą, że wszystko poszło zgodnie z planem, i jednocześnie czuć w sobie nieskończone złoża energii i inspiracji do dalszego działania! :)
P.S. Oczekujcie filmowego bonusu już wkrótce.
Postarałaś się!:) I z pewnością nie jesteś roztrzepana i niezorganizowana skoro udało Ci się ogarnąć cały zjazd. Wspaniale opisujecie wrażenia ze zlotu;) Aż nie wiem, na którym blogu mam wyrazić większy zachwyt nad zdjęciami:D
OdpowiedzUsuńNa razie wychodzi na to, że na większości zdjęcia są te same :D
UsuńNie pozostaje nic innego jak pogratulować Wam wszystkim udanego zjazdu, naprawdę ciesze się, że wszystko poszło zgodnie z planem. :D
OdpowiedzUsuńTym razem deszcz zdecydowanie nie popsuł nam zabawy :D
UsuńGratuluję i odwagi i efektu - to jest dokładnie ten moment w którym człowiek zaczyna wybitnie żałować że go tam nie było:D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że też moment, w którym zdecydowałaś się na następny zjazd! ;)
Usuńgratulacje:)
OdpowiedzUsuńEleonoro, ubóstwiam Twój bonnet! :)
OdpowiedzUsuńTaak? A ja im więcej go noszę, tym bardziej czuję się jak Gąska Balbinka :/
UsuńChyba żartujesz! To jeden z najlepszych, jakie w życiu widziałam! :)
UsuńDom Mehoffera i kawiarnię wspominam bardzo miło :) Ale Hiszpanie byli straszni :D
OdpowiedzUsuńDokładnie, mam ochotę wpaść tam znowu na lemoniadę i brownie ;D
Usuńświetny post, bardzo mi się tu podoba :)
OdpowiedzUsuńzapraszam : http://dreamaboutvogue.blogspot.com/
Powtórzę to co napisałam u Fobmróweczki, Matki Założycielki mogą być z siebie dumne.
OdpowiedzUsuńA Kraków miał przez moment, jeszcze jedną atrakcję turystyczną... ;)
Cały weekend turystów zabawiałyśmy :D Następnym razem umówimy się na procent z przychodów miasta! :P
UsuńFajna sprawa taki zlot,ja lubię lata 30-40...jak nosiły się panie w "Czasie honoru'...bajka :)
OdpowiedzUsuń