troszkę o moim blogowaniu / thoughts on my blogging
Dzisiaj będzie troszkę na poważnie, ale muszę uporządkować myśli.
Zauważyliście pewnie, że posty od jakiegoś czasu "dodają się" dość rzadko i są to przeważnie relacje ze spotkań kostiumowych. Ja też to zauważyłam; mam wrażenie, że się w blogowaniu trochę zagubiłam, a w odnalezieniu pomogły mi ostatnio posty i wspomnienia z czasów, kiedy dopiero zaczynałam.
Łatwo jest zatracić tą młodzieńczo-dziecięcą radość z kostiumów. Zwłaszcza, kiedy od prawie roku wszystko, co robię w tej dziedzinie, ogranicza się do tworzenia w pośpiechu strojów, z których i tak nie jestem zadowolona. Tylko po to, żeby zdążyć na jakieś konkretne wydarzenie...
So... I've been having strange thoughts recently. That the way I approach historical sewing might not be the best way. That I'm missing something I felt when I started. That I'm always in a rush to sew something for the events and I'm never happy with the results anyway. That I almost never sew something just because I want to, at least - not anymore. And that doesn't make me happy at all.
Myślałam o tym sporo i doszłam do wniosku, że nie o to mi chodziło, kiedy w grudniu 2012 roku zakładałam swój pierwszy kostiumowy blog. Wszystko, co wtedy robiłam, było szczególne i przynosiło mi mnóstwo radości - każde odkrycie w dziedzinie historii ubioru ekscytowało, każdy nowy strój stanowił wspaniały projekt mający przybliżyć mnie do sylwetek z minionych epok.
Chyba muszę trochę przystopować, i nie chodzi o ilość czy tempo powstających rzeczy. Po prostu nie chcę traktować kostiumów jako "pracy", z którą muszę się wyrobić na konkretny termin. Chcę je celebrować tak jak na samym początku mojej przygody, zachwycać się drobnostkami, cieszyć małymi odkryciami i zakupami. Chciałabym też mieć czas, żeby poprawić moje umiejętności. I nie jest problemem jego brak, bo czasu wolnego mam w nadmiarze. Po prostu źle go pożytkuję, odkąd szycie stało się przykrym (nie zawsze, ale często) obowiązkiem i warunkiem uczestniczenia w danym spotkaniu. Kiedy zastanowię się, kiedy ostatni raz szyłam coś dla przyjemności, okazuje się, że była to... chemise a la reine. W styczniu. Prawie rok temu.
Nie tak miało być i nie tego chciałam. Potrzebuję zmian.
When I started blogging, I was happy with every discovery I made and every project was so exciting! I miss that now. I feel as if some of the projects were just a duty I had to fulfill to attend a particular event, and this is not what I wanted! I need changes, such as:
Co się zmieni?
1. Przede wszystkim mam zamiar szyć rzeczy, na które mam ochotę i kiedy mam ochotę. Może być tak, że ucierpią na tym stroje na konkretne wydarzenia, ale trudno. Coś za coś.
1. Sewing things I feel like sewing. Not because I HAVE TO sew them.
2. Moje zainteresowania w dziwny sposób się zawęziły. Na początku blogowania obejmowały filmy, historię, literaturę, sztukę, a teraz pojawiają się tu tylko stroje. Spróbuję to urozmaicać.
2. Expanding my interests back to what they were those ~two years ago. That means concentrating not only on the costumes, but also on the history, literature, art etc, as it used to be.
3. Sposób pokazywania moich strojów od dłuższego czasu ogranicza się do fotek z wydarzeń i spotkań, przez co nie są najlepiej wyeksponowane. Postanowiłam poświęcać im jednak więcej uwagi i dedykować osobne posty. Lepiej pokazać coś dwa razy, a dobrze, niż raz, a niedokładnie.
3. I noticed the only way I show my costumes is that I show them on the photos from events, and this might not be the best solution. You often can't see what they're like at all. So I decided to write posts about the costume itself, separately, rather than just mentioning it.
4. Nie będę obiecywać wam częstszych postów, bo nie mam pojęcia, w jakich odstępach czasu będą się pojawiać, ale i nad tym postaram się popracować - dwie notki miesięcznie to jednak trochę za mało.
4. I can't promise writing more often, but I'll do my best to work on that as well.
Chyba coraz więcej osób ma teraz takie podejście. I bardzo dobrze, bo wydaje mi się, że jest ono "najzdrowsze". Wydarzenia muszą być dla nas, a nie my dla wydarzeń :D
OdpowiedzUsuńTylko, że łatwo o tym zapomnieć, kiedy wszystkie jesteśmy nakręcone i chcemy wypaść jak najlepiej ;) Muszę po prostu od nowa ustawić moje priorytety - czy najważniejsza jest dla mnie zabawa, czy zaimponowanie wszystkim wokół i sprostanie wymaganiom.
UsuńW sumie dopiero teraz zauważyłam różnicę, o której mówisz. Ale pamiętam, gdy ja wszystko zaczynałam (o borze lesisty, Ela też to pamięta :o) i pamiętam swoją radość z "krynoliny" z hula hop. Teraz zaczęłam się zastanawiać i zauważyłam, że sporo osób zmieniło swoje podejście do tego wszystkiego, szukam czyichś starych postów, a tu ich nie ma, zostały usunięte itp. Ale masz rację z tymi wydarzeniami - szycie czegoś byle tylko zdążyć mija się z celem zwłaszcza, gdy dana epoka się nam nie podoba.
OdpowiedzUsuńWłaśnie zaczynam się zastanawiać w tym kontekście, dlaczego krynolina z hula hop (też taka była :D) sprawiała mi więcej radości niż robiona w pośpiechu tiurniura z historycznego wykroju.
UsuńMoże dlatego, że to było takie pierwsze, takie odkrywcze. W sumie każdy "pierwszy raz" jest w pewien sposób wyjątkowy, a później wszystko traci magię. To tak jak z powtarzaniem jakiegoś wyrazu. Kurde, ale mam teraz rozkminy przez to. Po co ja w ogóle szyję, po co marnuję tyle czasu, pieniędzy, zaniedbuję inne rzeczy kosztem tego hobby :D Lecę obejrzeć jakiś kostiumowy serial, co by mi wybił z głowy te pytania :D
UsuńHaha, kostiumowy serial jest dobry na wszystko :D Mi na szczęście zostało jeszcze parę ekranizacji Austen do obejrzenia, a Święta to najlepszy czas na to.
UsuńFajnie, że napisałaś tego posta. :) Warto uświadomić sobie, że te nasza pasje mają być przede wszystkim przyjemnością, a nie kolejnym obowiązkiem do odhaczenia. Co do częstotliwości dodawania wpisów - mam ostatnio podobnie jak Ty - dwa posty w październiku i dwa w listopadzie. Trochę więcej by się przydało... Nie wiem, czy się wypalam blogowo, czy codzienne sprawy pozostawiają mi zbyt mało czasu na to, by publikować notki często i nie byle jak. Ehhh... no cóż, jedno jest pewne - ogromnie cieszę się, że na Twoim blogu znów zagoszczą inne tematy niż stroje i szycie. :)
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa :) Na pewno im dłużej się bloguje, tym trudniej pozostać na tej właściwej ścieżce. Dlatego podziwiam podjęte przez ciebie decyzje w sprawie rozwoju bloga i to, że mimo wprowadzanych przez ciebie zmian udaje ci się utrzymać jego charakter ;) A z postami mam ostatnio tak, że dodawanie notek "teoretycznych", czyli bez moich nowych kostiumów, wydaje mi się bez sensu, skoro wydarzyło się coś ciekawego i wszyscy czekają na relację. To chyba nie za dobre podejście :P
Usuń"Moje zainteresowania w dziwny sposób się zawęziły. Na początku blogowania obejmowały filmy, historię, literaturę, sztukę, a teraz pojawiają się tu tylko stroje. Spróbuję to urozmaicać." A myślałam, że zrobiłaś to celowo, bo chciałaś pisać już tylko o kostiumach :O
OdpowiedzUsuńNatomiast co do samego szycia - wszystkie Twoje suknie są piękne, bo talentowi nie grożą ani terminy, ani pośpiech. Niemniej, zaciekawiłaś mnie tym szyciem dla siebie, a dokładniej - Twoją wishlistą. Ciekawe, za co się teraz zabierzesz ;)
Cóż... chciałam się na nich skoncentrować, ale teraz wydaje mi się, że sztucznie pozbyłam się całej reszty :/ A przecież wrzucenie od czasu do czasu wiktoriańskich fotek nie wpłynie na jakość mojego blogowania. Zresztą, znalazłam już na Pintereście za dużo przystojnych wiktoriańskich panów, żeby powstrzymywać się przed zrobieniem kolejnej kompilacji :D
UsuńUff, ja po Listopadowym też podjęłam radosną rezolucję - nie będę łapać wielu srok za ogon. Postanowiłam realizować kolejne projekty systematycznie i po kolei - skończyć jeden zanim zacznę drugi. Bo robienie kilku na raz w pośpiechu, próbując zdążyć na konkretne wydarzenie, sprawia, że robię kilka rzeczy byle jak i w efekcie potem spędzam drugie tyle czasu poprawiając je. A co do wydarzeń - w gruncie rzeczy od Ojcowa trwała gonitwa, Anglia, teraz Bal... na szczęście mamy dłuższą przerwę, bo Bal Szkocki jest mniej zobowiązujący kostiumowo :) Ale też blogowanie o kostiumach dawniej trochę inaczej wyglądało - nie było wydarzeń, więc szyło się dla siebie, "do szafy". Nie było naglących terminów, z drugiej strony poza sesją zdjęciową nie miało się okazji nawet ubrać uszytego stroju. Teraz z kolei jest dużo wydarzeń, ale uczestnictwo w nich wymaga szycia według konkretnych datowań, które nie zawsze byłyby dla nas priorytetem. Coś za coś :) Myślę, że złotym środkiem byłoby rozplanowanie szycia (bierzmy przykład z Porcelany) na konkretne wydarzenia tak, by mieć kostium gotowy na długo wcześniej, a równocześnie został czas na spokojne szycie dla siebie :)
OdpowiedzUsuńHa! Ten obrazek który masz tutaj w poście wisi nad moim łóżkiem. Znalazłam w SH miniaturę i nie mogłam się jej oprzeć.
OdpowiedzUsuńHm... Widzę że nie tylko ja przerabiam kryzys. Chociaż ja bardziej blogowy niż kostiumowy. Presja jest bezsensowna. To powinna być przyjemność, a nie wyścig szczurów.