arystokratka w prześcieradle
Dużo ostatnio myślałam. A właściwie nie ostatnio, a na przestrzeni ostatnich kilku lat, o tym, co dla mnie jest oczywiste i naturalne, a dla innych szokujące. Zacznę może od tego, że nie zawsze jest pięknie, a internet nie ogranicza się do komentarzy pod postami. Już dawno temu zaczęłam trafiać na pierwsze fora, na których pisano o moim blogu czy samej Krynolinie, na grupy na Facebooku, gdzie ludzie, nieświadomi mojej obecności czy też ją ignorujący, wymieniali, co dokładnie im w naszej twórczości nie pasuje. Ponieważ należę do ludzi, którzy niezbyt się przejmują, przeczytałam wszystkie uwagi i zapamiętałam, by na przyszłość móc się poprawić lub namyśleć nad tym, co sądzą inni. Każdy ma w końcu prawo do własnego zdania i to ważne, co siedzi w głowach nie tylko stałym czytelnikom, ale i postronnemu odbiorcy, który wchodzi na nasze blogi przez przypadek.
Ale czas mijał, a wyrazy niezadowolenia czy niezrozumienia wobec tego, czym my się właściwie zajmujemy, powtarzały się coraz częściej. Więc może pora na... wyjaśnienia?
Dlaczego szyjemy z tanich prześcieradeł?
"To ma być rekonstrukcja? Przecież to jest POLIESTER. Przecież to są zasłony i narzuty, pościel, prześcieradła. Jak już się zabierają za stroje wyższych sfer, to mogłyby się przyłożyć. Jedwab, bawełna, wełna, a nie..." - to nie jest oczywiście dosłowny cytat, ale przez 2,5 roku zajmowania się tym hobby troszkę się tego typu wypowiedzi w internecie naczytałam, zarówno o Domowej, jak o Krynolinie.
Zdradzę wam pewien sekret. Gdyby nie poliestry i zasłony z second handów, zdobyte cudem na przecenach, tego bloga by nie było i nie powstałby żaden mój strój.
POLICZMY!
Wystarczająco gruby materiał o porządnym splocie i bez domieszek = optymistycznie 30 zł.
Materiał na tiurniurę = również optymistyczne 8 metrów = 240 zł.
Do tego dochodzą nici, igły, guziki, falbanki i inne ozdoby, które w zaokrągleniu kosztują ok. 50 zł., razem z materiałem, 310 zł.
Pomnóżmy to przez siostrę/koleżankę, która też chce się wybrać na imprezę = 620 zł.
Jasne, piękna, naturalna bawełna czy jedwabna satyna brzmią świetnie i wspaniale wyglądają, ale robi się mniej ciekawie, gdy zaglądasz do studenckiego portfela, który najczęściej jest puściutki, a ty nie pracujesz, żeby uzupełnić brakujące zasoby.
To jest naprawdę drogie hobby i muszę robić wszystko, żeby choć trochę zaoszczędzić - zwłaszcza, że często szyję kilka strojów w miesiącu na różne imprezy. Dlatego prawdziwym wybawieniem są dla mnie second-handy, gdzie często znajduję zasłony naprawdę dobrej jakości, o historycznym wzorze czy kolorze, płacąc za nie zazwyczaj około 30 zł - czyli tyle, ile za... metr naturalnego materiału. Czasem nie wychodzi i suknia wygląda sztucznie, ale czasem... widzę na Pintereście czy nawet Etsy suknie szyte z jedwabiu i wełny i "nie wierzę" im, nie wyglądają historycznie - może dlatego, że materiał jest po prostu... za dobry?
Prawdziwy kryzys ciśnienia na naturalne materiały przeżyłam szyjąc niedawno mój riding habit z... polaru. Wzorowałam się głównie na przepięknym stroju Couture Mayah, którego zdjęcia poddałam dogłębnej analizie i z ekscytacją odkryłam, że jego faktura jest niemal identyczna jak mojego polaru! Aby potwierdzić mój triumf i przekonać się na pewno, że autorka również go użyła, przeczytałam dołączony do zdjęć tekst. A tam Mayah opisuje, jak udało jej się zdobyć naturalną, czystą wełenkę na habit... No i znów moje zwątpienie, bo czy ma sens zamiast kilku strojów w ciągu roku szyć jeden, naturalny, skoro efekt końcowy jest ten sam, a to na nim właśnie mi zależy? Oczywiście ile krawcowych historycznych, tyle różnych podejść do tematu - niektóre bardzo pieczołowicie zbierają na wyłącznie naturalne materiały. Ja tyko pytam samą siebie - czy warto, skoro współczesne techniki produkcji tkanin pozwalają na niemal nieodróżnialne (nawet przez specjalistów, z bliska, no bo kto by podejrzewał, że stoi przed tobą dziewczyna w żakiecie z koca) kopie tych naturalnych, a ja jestem jedynie nędznym studenciakiem, w dodatku dość skąpym?
Strój z kocyka z IKEI (żakiet) i polaru (spódnica) |
Poliestrowa narzuta z second-handu skończyła jako edwardiańskie kimono |
Suknia a la Jane Eyre powstała z kolei z second-handowego prześcieradła... |
Dlaczego odtwarzam tylko arystokrację?
Na bogato w moim riding habicie 1740's |
Może zacznijmy od tego, że... nie odtwarzam. Zajmuję się niemal wyłącznie ubiorem i akcesoriami. Nie przychodzę na spotkania i nie przedstawiam się jako Lady Eleonora, wachlując się od niechcenia. Zazwyczaj jestem po prostu Karoliną, która zawsze nadmiernie gestykuluje, robi dziwne miny i nadużywa niehistorycznych zwrotów typu "LOOL" czy "YOLO". Oczywiście kostium wymaga pewnego rodzaju powściągliwości, ale wynika to raczej z jego natury i konstrukcji, niż mojego pragnienia, by stać się "damą". Tę powściągliwość zachowuję na momenty, gdzie faktycznie trzeba coś odegrać - zdjęcia, scenki dla oglądających...
Czasem mam wrażenie, że tym różni się kostiuming od rekonstrukcji historycznej. Większości z nas zależy po prostu na dobrej zabawie w strojach, nawet rekonstrukcjach ubioru, ale nie ma do tego "dołączonej" żadnej fabuły, hierarchii, podziału ról. Co nie oznacza, że taką formę negujemy - ja na przykład chciałabym spróbować kiedyś rekonstrukcji historycznej z prawdziwego zdarzenia, gdzie kontroluje się zarówno swój język i gesty, jak i regulowane są kontakty z innymi uczestnikami. Ale jakże przyjemnie jest czasem po prostu usiąść z kilkoma nowopoznanymi osobami i ponarzekać na trudny wykrój, drogi materiał i skomplikowane zdobienia, które wszystkim sprawiły problem.
Szczerze mówiąc, "status społeczny" noszonego przeze mnie stroju w ogóle nie jest dla mnie ważnym czynnikiem. Wybieram daną suknię czy dany okres, bo podobają mi się wrażenia wizualne, jakich dostarcza. Jeśli ta suknia należała do arystokratki, to fajnie. Jeśli do nauczycielki, to fajnie. Jeśli ten typ ubioru był domeną mieszczaństwa - też fajnie. Jeśli to wiejski strój ludowy akurat przypadł mi do gustu - super. Naprawdę, jest mi to całkowicie obojętne. Podobają mi się na przykład wiktoriańskie stroje cyrkowe i teatralne, a wiadomo, jaką reputację miały noszące je damy. Czy w jakikolwiek sposób mi to przeszkadza? Nie. Na takiej samej zasadzie nie czuję przeszkód, by skopiować którąś z tegorocznych sukni oscarowych - czy dlatego, by poczuć się jak gwiazda? Nie, to zupełnie nie ten kontekst. Po prostu lubię proces tworzenia pięknego ubrania i zakładania go. Lubię widzieć, jak historyczna sylwetka na moich oczach ożywa.
Dlaczego nie mamy służących?
W gorsecie Corsetry&Romance. Nie wiem, co on ma do tematu, ale każda okazja by go pokazać jest dobra |
Szczerze mówiąc, akurat w moim przypadku wynika to z przyczyn etycznych. Po prostu nie bawiłabym się dobrze na imprezie, na której połowa moich znajomych by mi usługiwała. Jasne, to wciąż tylko zabawa, ale kojarzycie eksperyment więzienny Zimbardo? Psychologia trochę mnie przeraża i obawiam się, że niektórzy mogliby za bardzo "wczuć się" w role panów. Wszyscy uwielbiamy oglądać służących na ekranach, ale była to naprawdę bardzo ciężka fizycznie, psychicznie i nie oszukujmy się - poniżająca praca. Współcześnie często podkreśla się, że służący byli bardzo dumni ze swojej profesji, ale szczerze mówiąc, nie wydaje mi się, żeby komukolwiek z moich znajomych łatwo było całkowicie zrezygnować z dbania o siebie, ze swoich praw, wybrać bycie traktowanym jako ktoś o niższym statusie społecznym, tylko po to, by spełnić zachcianki kogoś innego. To bardzo delikatna kwestia i trzeba ją umiejętnie rozegrać. Ja w każdym razie połowę takiej imprezy spędziłabym na upewnianiu się, że moi "służący" nie czują się głupio. A że zasznurować gorset i ubrać się potrafię sama i z nalewaniem napoju do szklanki również nie mam problemu, to na razie służącym podziękuję (nie zmienia to oczywiście faktu, że jest to dla mnie fascynujący temat!).
Dlaczego jesteśmy takie zamknięte?
Już tyle razy to słyszałam. "Jesteście zamknięte na nowe osoby", "Ciężko do was dołączyć", "Widziałam was, ale bałam się podejść, bo byłyście zajęte sobą."
Wyobraźcie sobie klasę. W podstawówce, gimnazjum, liceum, obojętne, schemat jest ten sam. Wyobraźcie sobie, że musicie do takiej klasy dołączyć. W pierwszym tygodniu szkoły jest jeszcze łatwo, bo wszyscy się znają. Potem klasa jedzie na wspólny wyjazd, po takim wyjeździe jest już trochę trudniej. A teraz pomyślcie, że takich wyjazdów jest coraz więcej i okazuje się, że cała klasa ma te same zainteresowania, które wspólnie rozwija...
Im więcej spędzasz z kimś interesującym czasu, tym więcej chcesz z tym kimś spędzać czasu - to ludzkie. Ale nie oznacza, że nowe osoby są wykluczone ze społeczności. Oczywiście, że jest trudniej, niż osobom, które są w "klasie" od początku. Oczywiście, że dużo osób zna się nawzajem - a jak miałoby być, skoro widzą się conajmniej kilka razy do roku i bawią razem? Omijanie się szerokim łukiem na każdym z tych wydarzeń byłoby co najmniej dziwne. Jeśli kiedyś zda wam się, że jesteśmy zamkniętą paczką przyjaciół, która krzywo patrzy na każdego przybysza z zewnątrz, to wyobraźcie sobie, że wygląda to bardziej jak bardzo duża klasa. Wszyscy się znają, bo "tak wyszło", bo znaleźli się w takich, a nie innych okolicznościach. Że się między sobą dość lubią - cóż, bywają klasy mniej lub bardziej zgrane. Ale zawsze w klasie znajdzie się parę osób, które zainteresuje się i zajmie "tymi nowymi", bo dobrze wie, że to oni mogą już niedługo stać się jej nieodłączną częścią.
W Krynolinie są osoby, które znam od początku mojej przygody, jak i takie, które poznałam na wydarzeniach zaledwie kilka miesięcy temu - i już teraz czuję się, jakbym znała je wszystkie tak samo długo. Niektóre pieczołowicie pracują nad swoimi umiejętnościami, inne zaczęły - i bum, już ich pierwszy strój był perfekcyjnie dopasowany. Naprawdę, jesteśmy sympatycznym światkiem i nie należy się nas bać, bo już niedługo z kilkudziesięciu osób zrobi się kilkaset i to, kto kogo lepiej zna i z kim się kumpluje, nie będzie miało absolutnie żadnego znaczenia ;)
To chyba wszystko, co chciałam wam tak naprawdę, od serca, wytłumaczyć czy wyjaśnić. A teraz zakończmy te ciężkie niczym Sansa skacząca z muru tematy i powróćmy do marzenia o pięknych strojach, które uszyjemy w wakacje!
Powiem szczerze, że czytając o dobrym materiale bez domieszek za 30 złotych miałąm ochotę zapytać gdzie taki dostanę - to wybitnie optymistyczna wersja dla wełny :D I widzę że masz "problem" z czymś co u mnie działa zupełnie w drugą stronę - specjalnie biorę poprawkę na to, że to co znamy z egzemplarzy muealnych najczęściej nie wygląda tak jak miało. Ma wyblakłe kolory, aksamit jest przetarty i uleżany, a koronki czy apliakcje mogły zaginąć "w mrokach dziejów". Dlatego zdecydowanie nie przeszkadza mi "zbyt dobry" wygląd tkaniny. Jeżeli chodzi o samo szycie z polaru (nigdy nie szyłam z polaru - aż muszę kiedyś spróbować. Takie moje wyzwanie na przełom 2015/16) mam mieszane uczucia. Z jednej strony mi whatever, jeżeli wyglądałoby dobrze, z drugiej mam ochotę na to, żeby te kiecki przetrwały jak najdłużej, a ja w nich w trakcie upałów/mrozów nie pluła sobie w brodę za godziny spędzone na szyciu ciucha który w sumie to nie nadaje się do noszenia w warunkach w jakich powinen być noszony. Z poprzedniej - mam jedwab na sznurówkę którego boję się ruszyć, bo jak zepsuję będzie dramat. I tak dalej, i tak dalej Z tej - szukam wełny na pelisę. W kolorze który nie będzie czarny/szary/granatowy/bury w cenie która nie zwali mnie z nóg. Nie ma. Więc jak się wkurzę to albo stanie na grubszej bawełnie, albo na czymś sztucznym. Co do ostatniego punktu - nie mam nic do dodania (miałam się dziwić że Marylou poznałam dopiero we wrsześniu (tego zdjęcia ci nie wyświetla). Ale z drugiej strony heloł, przecież sama osobiście poznałam was w marcu o.O)
OdpowiedzUsuńNo i wiadomo prześcieradła rządzą. Z czegóż innego mogłabym robić próbki moich nędznych kombinacji wykrojowych? Podszewki? Halki? 2 metry bawełny za 1,5 <3 <3 <3
PS. Karo, następnym razem musisz przyjść wachlując się i przedstawić jako Lady Eleonora, nie ma innej opcji :D
No, niby z jednej strony szkoda szyć coś ze sztucznego materiału, skoro już podejmuję trud historycznego kroju i sylwetki, z drugiej strony, skoro i tak większość moich strojów powstaje w pośpiechu i panice przed wydarzeniem, to chyba szkoda by mi było eksperymentować w takim wypadku na lepszych tkaninach.
UsuńBardzo fajny post. Szczerze zdziwił mnie akapit o zamknięciu grupy Krynolina. Wasza ekipa jest chyba najbardziej otwartą na nowe znajomości i uwagi grupą, jaką dane mi było do tej pory poznać, a że jestem marudnym włóczykijem, troszkę się po podobnych zgromadzeniach poskakało. Co się tyczy szycia polaru, dla mnie (stety/niestety) ortodoksa- który samym marszczeniem brwi odbiera apetyt na dalsze szycie (za co przepraszam), a cóż dopiero komentarzami- jest to sprawa przyprawiająca o zatrzymanie się serca, torsje i natychmiastową pogłębiającą się depresje. Wszelkie sprawy dotyczące kosztów, czy choćby nauki na tanich zamiennikach jak najbardziej rozumiem, gdy przyjdzie mi współistnieć na przestrzeni 5m kwadratowych z takim kostiumologiem, bawię się- bo czemu nie? ale wyję, wyje w duszy z rozpaczy. Bo najczęściej są to już majstersztyki, tak jak w Twoim przypadku. Dobrze wykończone, dobrze skrojone, odpowiednio poparte wykrojem i innymi źródłami- moje zbyt ostre podejście wyrywa się wtedy by potrząsnąć taką osobą i krzyczeć "czemu? czemu nie odłożyłaś na dobrej jakości bawełnę żakardową!? Mogło być tak idealnie... Mogła byś być europejskim wzorem i być bez końca przepinana na pintereście! [snifff]". To tak żartem.... Bo ja w swoim kąciku klikam na kolejne brokaty jedwabne, kolejne 5zł wrzucając do skarbonki, a inna szyje. Obie dążymy do "swojej" satysfakcji. Krynolina się rozwija, i każda zacznie ciągnąc w swoją stronę. Samoistnie wytrącą się z tego pewne nurty (tych na ilość, tych na jakość, tych na chilll i tych na kij w tyłku), dochodzi do Was też ciągle i ciągle nowy narybek. Jedyne co się nie zmienia to Wasza uprzejmość i spokój w podchodzeniu do tematu. Tego mam nadzieję najwięcej od Was zaczerpnąć, tym mi niezmiennie imponujecie i za to Wam wielkie dzięki.
OdpowiedzUsuńCieszę się, że tak wypadamy w twoich oczach :) Czasem rzeczywiście jest tak, że wszystko super, ale do perfekcji brakuje tylko materiału i fakt jego współczesności psuje cały efekt. Z drugiej strony, mam wrażenie, że szycie kostiumów to ciągła ewolucja - z kazdym strojem się czegoś uczę, więc chyba lepiej ćwiczyć na poli-taftach i zaslonach, żeby potem nie spartolić jedwabiu... Kiedyś mam nadzieję szyć z naturalnych materiałów, ale najpierw muszę nauczyć się robić to dobrze ;)
UsuńZacytuję obszerny tekst, który dawno temu skopiowałam sobie ku przestrodze (nie zapisałam niestety kto jest autorem)
OdpowiedzUsuń"Najpierw sobie wszyscy popatrzmy i zdajmy sprawę, jakież to różne oblicza ma tak zwana historyczność stroju.
Poziom 0 - niehistoryczny
Zakładamy kostium teatralny, z grubsza przypominający coś historycznego, z wielkim zamkiem błyskawicznym na grzbiecie i generalnie mamy historyczność w nosie. Strój to rekwizyt.
A jeśli nam świta w głowach jakieś kopiowanie historii, to dopiero zaczynamy drabinkę. Od szczebelka nr 1.
Poziom 1
Chcę, by strój wyglądał jak coś z dawnej epoki. Kopiuję KRÓJ + KOLOR/WZOREK. Interesuje mnie powierzchowność, o resztę nie dbam - ot, mogę mieć złotogłów z poliestru, a guziki ze złotego plastiku z fałszywymi perłami.
Poziom 2
Chcę mieć historyczny KRÓJ, WZÓR i SUROWIEC. Żadnych poliestrów, tylko naturalne wełny, lny, jedwabie. O splot i insze pierdoły nie dbam.
Poziom 3a
KRÓJ + WZÓR + SUROWIEC + SPLOT. Eliminujemy żakardy, polary itd. Ale nie brzydzimy się szyciem maszynowym.
UWAGA: POZIOMY DO 3a WŁĄCZNIE SĄ JEDNAKOWO KOSZTOWNE.
Poziom 1 od poziomu 3a różni tylko wiedza, chęci i samodzielnie ustawiona poprzeczka wymagań.
ZAUWAŻALNY SKOK CENOWY BĘDZIE DOPIERO NA 3b, A POTEM OGROMNE SKOKI CENOWE NA 5 i 6.
Poziom 3b
KRÓJ + WZÓR + SUROWIEC + RĘCZNE SZYCIE. Fetyszyzujemy ręczne szycie, nie przeszkadza nam XIX-wieczny splot żakardowy czy szantungowy.
Poziom 4
KRÓJ + WZÓR + SUROWIEC + SPLOT + RĘCZNE SZYCIE jednocześnie.
Poziom 5
KRÓJ + WZÓR + SUROWIEC + SPLOT + RĘCZNE SZYCIE + RĘCZNIE TKANE TKANINY
Poziom 6
Jak wyżej, plus wszystko od początku do końca wykonane tradycyjnymi technikami przy użyciu tradycyjnych narzędzi.
Tak się w uproszczeniu przedstawia katalog postaw wobec historyczności. W uproszczeniu, bo jakbym chciał robić ścisłą typologię, to bym jeszcze dodał jeden poziom i jeden półpoziom. I poopowiadał o wyjątkach i ustępstwach. :D Ale teraz o obyczajach.
Każdy z rekonstruktorów siedzi na którymś szczebelku tej drabinki (ewentualnie pomiędzy dwoma z nich). A paskudnym i paskudnie rozpowszechnionym zwyczajem jest fanatyczny zapał w wychwalaniu "swojego" szczebelka, połączony z lekceważąco-pogardliwym stosunkiem do wszystkich pozostałych. A ściślej: tych, co stawiają sobie mniejsze wymagania niźli my, wyśmiewamy za "niehistoryczność" - że mroki, kanapowcy, zasłonowcy i ogólnie frajerzy. A tych, co stoją na drabince wyżej niźli my, uważamy za wariatów nawiedzonych gorzej niż Amisze, talibowie czy abstynenci.
Przy czym typowe jest swobodne przeskakiwanie w dyskusji od tego, co dyskutant powiedział, do tego czego nie powiedział - jeśli ktoś stoi o pół szczebla wyżej, to go spróbujemy wepchnąć ze trzy wyżej, to tych najbardziej hardkorowych nawiedzeńców. Na zasadzie: "Nooo, skoro byś chciał mieć ręczne szycie, to jeszcze byś musiał mieć ręczne tkanie i ręcznie kute sprzączki i jeździć tylko na koniu i podcierać się liściem łopianu i wydłubać sobie plomby z zębów...". "
Z doświadczenia wiem, że zabawa w historię wciąga dwojako: a) do zabawy w kolejna epokę historyczną, b) poprzez zacieśnianie standardów dla każdej z epok. Myślę jednak, że każdy powinien sobie znaleźć swój poziom odpowiedni dla poczucia komfortu i dla budżetu, ale mieć też świadomość, że są imprezy, na których normy strojowe będą zarówno mniej, jak i bardziej wyśrubowane. Te "koszerne" zaczynają jednak powoli zdobywać przewagę.
Tak czy inaczej nie toleruję "reko-hejtu", który tak malowniczo, Eleonoro, opisałaś. To jak podglądanie, jaką metkę mają ubrania przechodniów na ulicy i zazdrosne zastanawianie się, ile zapłaciła za suknię wieczorową królowa balu.
Aplikując te standardy do naszego hobby, chyba dodałabym więcej rozróżnień na dolnych szczeblach :D Ale ogólnie z tekstem bardzo się zgadzam. To, że ktoś ma inne podejście od nas, nie znaczy, że którekolwiek z tych podejść jest gorsze. O ile dana osoba w rażący sposób nie ignoruje datowania i nie wygląda tak, że psuje ciężką pracę reszty, to "wolnoć Tomku w swoim domku" ;)
UsuńCiekawy post i interesujące komentarze.
OdpowiedzUsuńJa szyję praktycznie tylko z jednego surowca- tkanin bawełnianych (z reguły 100%, ale czasem zdarza się domieszka rodem z mema Leo kostiumer ;) ), ponieważ znam tanią łódzką hurtownię- jakby ktoś był z okolic jest ona na ul. Grunwaldzkiej, w której za mb szeroki na 1,5 metra zapłacisz 5 zł. I dlatego każda moja sukienka, dzienna, wieczorowa, żakiet... są uszyte z bawełny, czasem dla odmiany o splocie diagonalnym, czasem w paseczek... raz kupiłam na wyprzedaży w Ikei bawełniane aksamitne zasłony, 6 mb za 100 zł i cieszyłam się nimi niemal jak te XIX-wieczne kobiety, co to jedną suknię przerabiały na drugą, jak im się znudziła. No, to ja.
W domu nie zostało ani jedno białe prześcieradło, chociaż ostatnio u Pana Tkaninki na Grunwaldzkiej zostałam namówiona na batyst, więc dalsza bielizna powstanie z tego ;)
Co do służących- 100% zgadzam się, bardzo dziwnie bym się z czymś takim czuła.
A jako ostatnie... czyli najgorsze... co do hejtu, jest mi głupio i wstrętnie czytać coś takiego, fakt, że obcy ludzie w internecie czują się na tyle mądrzy, żeby nie tylko "pouczać" kogoś, kto "wystawił się na widok publiczny", ale i żeby ubliżać albo wdawać się w jakieś przepychanki... Nie powiem, moja duma osobista i pewność siebie nie tracą, gdybym czytała takie komentarze o sobie, ale ta atmosfera w internecie jest jedną z przyczyn dla których sama się w nim nie udzielam i nie pokazuję. Czasami mi szkoda, bo myślę, że tracę wiele na tym, choćby właśnie na dzieleniu się doświadczeniami z potencjalnymi znajomymi, ale z drugiej strony chyba po prostu mam taki charakter i tyle.
Moim zdaniem oczywiście nie jest tak, że skoro pozwalam sobie na jakąś małą nieścisłość, to równie dobrze można rzucić wszystko w diabły i ubrać się w kostium made in china z spódnicą do połowy ud, i lubię dążyć do np. historycznego wykończenia ubrań, ale pomijając już to, że wszystko jest z bawełny, a nici i lamówki z poliestru, zawsze coś nie wyjdzie, zaszewki nie ułożą się dokładnie w tym miejscu, nie usztywnię paska woskowanym lnem i nie doszyję do dołu spódnicy taśmy do zamiatania ulicy. Luzuję się więc i nie pozwalam, żeby mnie co zdenerwowało. ;)
Dokładnie, gdzieś w tej wyśrubowanej pogoni za reko-koszernością gubi się cała zabawa ;) Oczywiscie pozostaję pełna podziwu dla osób, ktore pieczołowicie, miesiącami kompletują swoje stroje, szyjąc ręcznie. Efekt zazwyczaj jest niesamowity. A co do bawełny, to w Łodzi pewnie macie duzo większy wybór, ale u nas wszystkie są cieniutkie, a jednak duzo lepiej pracuje mi się z nieco grubszymi materiałami. Moja tiurniura jest z bawełny z Leo-domieszką i bardzo żałuję - szybko się mnie, łatwo marszczy i brzydko układa, spódnica prędko staje się "klapnięta" i praktycznie nie ma opcji, żeby bezpiecznie usiąść. Najlepszą opcją byłaby jedwabna tafta, ale tu znów wchodzą w grę finanse - na tiurniurę idzie tyle metrów, że płakałam, kupując tę nieszczęsną bawełnę, a w przypadku tafty chyba musiałabym sobie zrobic tydzień żałoby po moim budżecie </3
UsuńA hejty są nieodłączną częścią internetu i nieraz nieźle się ubawię, odkrywając, do czego jeszcze ludzie mogą się przyczepić :D
UsuńŚwietnie, super, fantastycznie - brak słów. Nie spotkałem się jeszcze z czymś tak fantastycznym w dzisiejszych czasach i z ciekawością będę śledził ten blog. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę i zapraszam do czytania :)
UsuńBeautifully written post Eleonora! What I took away from it was that you costume for yourself and yourself alone. That, in my opinion, is the way to go! If you like something that you see...make it! I use polyester fabrics when I can't find a silk or linen, etc, in the color or texture I want. I also simply cannot afford silks most of the time! My favorite place to find silk is at thrift stores by way of curtains! My newest sailor dress is made from silk curtains and I think that is exceedingly fabulous! If I see a dress that makes my heart go crazy, I will make it! I think your way of looking at costuming is a very healthy and happy way of looking at it! Keep up your great work and you will keep inspiring people! Also, the costuming group I have (We Wear History) is a closed group. I don't like the drama and politics that can so very often come along with a large number of people, specifically women, so I chose to keep it to people I already knew and knew wouldn't cause problems. There is nothing wrong with that! You are a rock star!!!
OdpowiedzUsuńBlessings!
Gina
Again, thank you for the patience to read through! I had no idea your sailor dress is curtain-made and the point of this post was that nobody would ever have guessed and it still can be fabulous - doesn't matter if you have a special kind of luxurious silk or thrift-shop curtains. All that matters is how you put everything together, what colors and notions you choose etc. Keeping your group closed is very wise, however I'm afraid that here in Poland, where our group is something new and unique (there are basically no other costume oriented groups), it would be rather impossible - there are just too many people wanting to join! We try to keep it clear though, to avoid misunderstandments and tons of people wanting to decide about important issues.
Usuńuwielbiam Twój blog! :) i jeszcze ten miły akcent kończący post - Sansa skacząca z muru :D oglądasz Grę o tron, czy tylko tak Ci się o uszy obiło?
OdpowiedzUsuńHehe, niestety oglądam, a z tapety na komórce patrzy na mnie Jon Snow w żałobnej oprawie :(
UsuńPodpisuje się rekami i nogami. Przed Pszczyną miałyśmy wszystkie ogromny stres, że tu spódnica z poliestru, jakieś siateczki sztuczne na kapeluszu i zostaniemy tam zjedzone za to. Ale skoro wygląda to dobrze, to czemu nie- jak sama wspomniałaś budżet studencki na ogół do najwyższych nie należy, a hejty na współczesne materiały są jak dla mnie po prostu żenujące.
OdpowiedzUsuńCo do służby to w sumie coś takiego przeszłoby jak dla mnie tylko w LARPach- np, w Fairweather Manor inspirowanym Downton Abbey w Zamku Moszna, ale tam wszyscy mają jakaś rolę, spiski, takie tam i wtedy to ma to sens. Rekonstrukcja typu "siedź cicho i usługuj"... to chyba by przeszło jakby się takim ludziom płaciło za taką rolę, ale faktycznie trochę bez sensu.
Ja tam po prostu lubię hasać w takich strojach i cieszyć się tym z innymi ludźmi, którzy też lubią- wielkie granie hrabiny/królowej/służącej sobie zostawię do śpiewania w operze :)
A, no a dla czepiających się sukien z zasłon można powiedzieć jedno- Scarlett O'Hara ^^
UsuńO nieee, dlaczego, dlaczego, dlaczego powiedziałaś mi o Fairweather Manor DD: teraz od 2-8 listopada będę siedzieć w kąciku pokoju i płakać, że mnie tam nie ma :( I jeszcze po angielsku! Meeeheehe... A co do Scarlett, to ciekawa jestem, na ile to wymysł Mitchell, a na ile autentyczna praktyka dam z Południa :D
UsuńPrzypuszczam, że wymysł Mitchell... nie pamiętam dokładnie, bo czytałam parę lat temu, ale chyba Rhett nie miał zastrzeżeń, więc w sumie swoją rolę spełniła ^^
UsuńFaiweather takie fajne, ale takie drogie :( i tak zapisy były w maju z tego co pamiętam, a żadnej zacnej, ważnej roli się nie dostanie nie mając doświadczenia larpowego (nie wiem jak Ty, ale ja nie mam w ogóle). No ale... teraz obok Bath mamy kolejny powód "płakaniowy" do kolekcji xD Trzeba będzie sobie w Ojcowie i na Złotym Popołudniu powynagradzać :D
Mi również podoba się ten post ;p. Nie szyję z prześcieradeł i poliestrów i chociaż razi mnie jak widzę oczopląsny róż w tandetne kwiatki, tak jak Ty mówisz, że starasz się dobierać materiały tak aby pasowały fakturą, wzorami i wyglądem, nie mam nic przeciwko temu. Nie mówię źle o osobach które szyją na poziomach 1 czy 6, sama usytuowałabym się na trójce.
OdpowiedzUsuńZamknięte, Wy? Nie, absolutnie, wręcz przeciwnie :D
Myślę, że czasem nawet naturalne jedwabie wyglądają niehistorycznie z tej przyczyny, że jest jakiś detal (kolor czy np, zbyt duży wzór) który nie pojawiał się w epoce. Moim zdaniem to jest bardzo trudne, bo wymaga to dużego wyczucia, smaku i znajomości historii, zgrać ze sobą całość tak aby wyglądała historycznie.
Dokładnie, ani samo użycie poprawnych historycznie materiałów nie gwarantuje powstania dobrego stroju, ani użycie niehistorycznych - złego. Myślę, że trzeba po prostu o tym pamietać i spokojnie robic to, na co pozwala nam sumienie ;)
Usuńwspaniały wpis, bardzo potrzebny, usuwający wszelkie niedomówienia.
OdpowiedzUsuńNie znam się na kostiumologii, ale zapewne wymaga ona dokładności historycznej, natomiast zabawa w ubieranie się też jest fantastyczna, nikogo nie potępiam, wręcz szanuję za jego zamiłowania i hobby, niezależnie czy jest to ścisłe odwzorowanie historyczne, czy kostium do zabawy, uważam, że należy to szanować. Poza tym jak już tu zwrócono uwagę, każdy ma inny budżet, podobno koszt rekonstrukcji robe a la francaise to dobre kilka tysięcy złotych, a może więcej.
ALE CHWAŁA ZAŁOŻYCIELKOM KRYNOLINY - już kiedyś pisałem, że będziecie Wielkie, znane, wspaniałe prekursorki rozwoju wspaniałych zainteresowań w Polsce. Popieram.
Odniosę się jeszcze do służby na piknikach - na wielu portalach i zdjęciach z Europy z takich imprez jest też służba, mi osobiście podoba się to, dodaje realizmu. I wierzcie mi, są osoby, które z satysfakcją taką rolę obejmą, za darmo, i nie należy się z tym źle czuć, przecież to zabawa, a nikt nikogo nie przymusza. Jedynym problemem może być kostium, jeśli uszyłby mi XVIII wieczną liberie - sam byłbym lokajem :) dlaczego nie
pozdrawiam
Rzeczywiście, widziałam zdjęcia z wydarzeń, na których była służba i wyglądają bardzo malowniczo i wiarygodnie. Po prostu wydaje mi się, że w praktyce ktoś mógłby skończyć niezadowolony lub byłoby mu po prostu przykro, że omija go "właściwa" czesc wieczoru lub dnia. Nawet w przypadku osób zgłaszających się dobrowolnie. Trzeba duzo pokory i cierpliwości, nawet jesli to wszystko nie jest prawdziwe.
UsuńNie jestem dobra w długich komentarzach, ale mam nadzieję że nawet taki krótki będzie dobry.
OdpowiedzUsuńNie jestem dobra w długich komentarzach, ale mam nadzieję że nawet taki krótki będzie dobry.
Ja i moja przyjaciółka od kilku miesięcy szykujemy się do rozpoczęcia przygody z szyciem historycznym. Tym przygotowaniom towarzyszyły właśnie różne opinie na temat używanych materiałów,bo domieszki to zło i nie wiedzialysmy co z tym zrobić. Ja wgl zaczęłam przygodę z szyciem od cosplayu, a tam z reguły używa się wszystkich możliwych materiałów bez patrzenia czy jest domieszką czy nie. Po długich dyskusjach stwoerdzilam " moja droga yolo szyjemy z tego co znajdziemy ". Tez byl problem z tym czy sie odnajdziemy w waszej grupie, ale jak to w takich grupach bywa zawsze da sie jakoś dogadac.A co do odgrywania kogos z wyższych sfer, to moim zdaniem wyglada glupio jak się odbywa właśnie po za inscenizacjami czy nagrywaniem filmiku.
Twoj post rozwial nasze wątpliwości i uspokoił. Wiem że to brzmi głupio, ale naprawde ten post jest pomocny przynajmniej dla takich kurczątek co dopiero zaczynają dreptac w tym świecie halek i krynilon własnej roboty.
P.S super wiedzieć że ktos jeszcze zabradzo gestykuluje i nadużywa "yolo" itp :D
:D Co gorsza, nagminnie przeklinam po angielsku i zapominam o tym przy obcokrajowcach, wychodząc na wulgarną prostaczkę :/ Co do szycia, stwierdziłam niedawno, że dla mnie kostiuming to taka dziedzina pomiędzy rekonstrukcją a cosplayem. Z jednej strony maksymalna mobilizacja jesli chodzi o historyczny wygląd, z drugiej - wszystkie chwyty dozwolone (kapelusze z tektury, wachlarze z widelca, itd). Także nie stresujcie się zupełnie, bawcie się dobrze przy szyciu i do zobaczenia na jakims wydarzeniu :)
UsuńStroje historyczne ogólnie nie obchodzą mnie jakoś bardzo (na tyle, żeby czasem popatrzeć, zdecydowanie nie dlatego, że mam ochotę się tym zajmować) czytam twojego bloga, bo jesteś uroczą osobą. Bardzo doceniam tez ludzi, którzy oddają się swoje pasji - na miarę swoich (również finansowych) możliwości. Jesteś świetna i nie przestawaj robić rzeczy, które sprawiają ci przyjemność!
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję :) Taki mam zamiar!
UsuńO, jest słówko o mnie. ;) Przyznaję- też się bałam, że mnie ,,zjecie" za poliestry. I byłam pozytywnie zaskoczona ciepłym przyjęciem w Krynoliny.
OdpowiedzUsuńTeż nie widzę sensu szycia sukni z drogich, poprawnych historycznie tkanin, skoro mogę je zastąpić poliestrowymi zasłonami o historycznym wzorze. :D
No, może nie tyle nie widzę sensu (bo sens jest, bardzo idealistyczny - wierne hołdowanie historii), ale uważam, że nie powinnyśmy być traktowane gorzej tylko dlatego, że nie stać nas na jedwabie i wełny.
UsuńPoliester poliestrowi nie równy :D Milena miała złotą/kremową spódnicę z poliestru i wszyscy byli pewni, że to jakiś historycznie poprawny materiał. A bywają takie poliestry, że z tego nawet współcześnie głupio by było coś zrobić :P
UsuńDziękuję Ci bardzo za ten wpis :) Sama niedawno uszyłam swój pierwszy historyczny strój, dbając tylko o to by każda tkanina była ze 100% bawełny ( marzyła mi się bielizna z lnu, ale przeraziła mnie cena- 52zł/mb, a pomyśleć, że w czasach PRL len był za grosze...). Ogólnie uważam, że jeżeli ktoś bierze udział w "koszernych rekonstrukcjach", to jednym z podstawowych warunków jest jak najbardziej autentyczny strój wraz z dodatkami i całą otoczką, ale jeżeli ktoś tak jak ja chce poczuć się jak XVIII- czy XIX- wieczna kobieta, to mimo tego, że będę miała bieliznę z taniej bawełny, a suknie z zasłon to osiągnę swój cel. Będę wspaniale bawić się z Wami, spędzę miło czas jednocześnie nosząc te stroje, których nie mogę nosić na co dzień. Przecież właśnie o to mi chodziło. Jeżeli miałabym kiedyś wydać jak @Ludwik August mówi nawet kilka tysięcy na jedną suknię, by jej poprawność historyczna była jak najwyższa to pewnie ograniczyłabym się do jednego okresu i jednego kraju (bo zapewne w każdym kraju panowały trochę inne wersje danej sukni) a tego nie chcę.
OdpowiedzUsuńDlatego może to kogoś razić, może denerwować, ale wolę dotknąć i posmakować każdą epokę, każdy model gorsetu i każdy model sukni nie koniecznie dużym nakładem :)
Jak już jesteśmy przy wynurzeniach, to podziwiam Cię Eleonoro, za Twoje stroje. Są piękne! W życiu bym nie powiedziała, że suknia a la Jane Eyre była uszyta z prześcieradła, a jest przecudna :)
Dokładnie :) Na jedną suknię spokojnie mogłoby pójść kilka tysięcy złotych. Ale powiedzmy sobie szczerze, że chyba jeszcze nie jestem na tym etapie :D Dziękuję ci bardzo za komplement i życzę powodzenia w kolejnych strojach, bo idzie ci swietnie ;)
UsuńSkąd bierzesz wykroje na suknie?
OdpowiedzUsuńNajcześciej z internetu :) Duzo wykrojów jest w książkach Nory Waugh ("The Cut of Women's Clothes", "Corsets and Crinolines") i Janet Arnold ("Patterns of Fashion"), na Pintereście i tematycznych stronach, jak marquise.de.
UsuńNie wiem dlaczego, ale po przeczytaniu tego wpisu czuję w sercu dziwną mieszaninę dumy i oburzenia jednocześnie. Wprawdzie ja dopiero co zaczynam swoją przygodę z szyciem kostiumów historycznych, nie byłam jeszcze na żadnym spotkaniu i o całym temacie wiem jeszcze (jeszcze!) stosunkowo mało, to jednak śledzę Twojego bloga i Krynolinę już od ponad pół roku z niesłabnącą fascynacją dla wszystkiego tego, co robicie i po prostu nie jestem w stanie pojąć, jak inni mogą tego nie rozumieć. Wiesz, gdyby nie fakt, że szyjesz z "prześcieradeł" i podchodzisz do kostiumologii ze i dystansem i humorem, ja sama nigdy bym się nią nie zainteresowała. Moim zdaniem najfajniejsze jest w Twoim blogu właśnie to, jak pokazujesz na nim, że do dobrej zabawy portfel wcale nie jest potrzebny i bardzo dużo satysfakcji dać mogą piękne rzeczy zrobione tymi "domowymi" metodami. Naprawdę, dzięki temu wszystkie te wielkie i mądre sprawy stają się takie proste i bliskie i... Zwyczajnie niesamowite! To przecież fantastyczne, że zwykła studentka może dzięki kilku metrom materiału stać się nie tylko arystokratką z dawnych wieków, ale i wszystkim, kim tylko chce i wspaniale się przy tym bawić. I w końcu to chyba właśnie o tę zabawę chodzi, bo jak natknęłam się ostatnio na tegoroczne zdjęcia z Pszczyny, to z wrażenia aż mnie zatkało. Chociaż wiedziałam o tych trzech wydarzeniach tylko ze zdjęć (tak, przeczytałam wszystkie twoje posty z tych dwóch lat :)) to różnicy po prostu nie mogłam nie zauważyć. Tyle się przecież zmieniło od pierwszego pikniku w kostiumach, uczestnikach, organizacji, a wy i tu, i tam wyglądacie na równie szczęśliwe i dobrze się bawicie. A ile was przybyło! :D Nie wiem, jak można tego wszystkiego nie zauważać, bo przecież mimo że szyjesz z zasłon (podoba mi się aluzja do Scarlett O'Hary), przebierasz się za arystokrację (bo właściwie czemu nie?), nie masz służących (choć ten zarzut wydaje mi się kompletnie nie mieć sensu) i ponoć razem z resztą Krynoliny jesteś zamknięta na nowe osoby (czemu zaprzecza choćby i sama liczba uczestników tegorocznego pikniku), to naprawdę inspirujesz i popychasz innych do działania, robiąc to jednocześnie w tak szczery, prosty i wesoły sposób, że... Yyych! Po prostu chcę przez to wszystko powiedzieć, że to co robisz, najfajniejsze jest właśnie takie, jakie jest :) I nie ma w nim absolutnie niczego złego, póki Wy dobrze się bawicie i zachęcacie do zabawy co raz to nowe osoby, wliczając w to także i mnie :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie,
Sio
PS Przepraszam za to olbrzymie nadużycie nawiasów w mojej wypowiedzi, ale inaczej chyba nie umiałabym tego wszystkiego wyrazić :)
Masz ode mnie serduszko <3 Cieszę się bardzo, że udało mi się kogoś w jakiś sposob zainspirować. Tym bardziej, że wiem, jaka ta "iskierka" jest ważna - przecież u mnie tez to wszystko nie wzięło się znikąd, najpierw przeczytałam od deski do deski tony zagranicznych blogów kostiumowych. Mam tylko nadzieję, że już niedługo do nas dołączysz i powiększysz gromadę pozytywnie zakręconych freaków ;)
UsuńPoważnie, ktoś ma problem z tym, że walniesz sobie żakiet z koca? Zadziwionam. O ile mi wiadomo żadna z Was nie rości sobie praw do absolutnej poprawności historycznej, więc zarzuty są dla mnie zupełnie niezrozumiałe...
OdpowiedzUsuńI nie powiedziałabym, że Krynolina jest zamknięta, skoro połowie zawracałam tyłek w związku z moim ślubem i XIX-wieczną (khe, khe... tak z grubsza :P) suknią, krynoliną, wuj wie czym i zawsze zyskiwałam miłe i wyczerpujące odpowiedzi. Okej, pewnie też bym się wstydziła do Was podejść, ale to akurat problem we mnie nie w Was.
Ludzie bywają dziwni.
Ja co prawda nie zajmuję się kostiumingiem, ledwo co uszyłam spódniczkę i jakieś drobiazgi, ale ślędzę Ciebie i poczynania Krynolinowe od dłuższego czasu. I przyznam, fascynujecie mnie :D Super się w tym odnajdujesz. Ja to uwielbiam oglądać filmy kostiumowe (no chociażby Anna Karenina z Keirą Knightley! <3), bo od zawsze marzyły mi się "księżniczkowe" suknie ;) i okazja do założenia takowej zdarzyła się dopiero na moim ślubie;) Więc jeśli masz możliwość zrobienia takiej sukni, to git! A ja sobie pooglądam Twoje uszytki i będę się cieszyć razem z Tobą z pracy, w którą włożyłaś tyle serca.
OdpowiedzUsuńSerdecznie Cię pozdrawiam, jak i całą grupę Krynolinową :) Jesteście super!
No i kto wie, może kiedyś i ja spróbuję??
Mi podoba się ten post. Bardzo potrzebny.
OdpowiedzUsuń