pszczyńskie szaleństwa / getting crazy in Pszczyna
Jak najlepiej określić weekend, w trakcie którego zaznało się jakichś pięciu godzin snu, przeżyło pełen wachlarz emocji, a przy tym wszystkim bawiło się świetnie?
Mi przychodzi do głowy jedynie określenie "szalony".
Tak się złożyło, że niedzielny piknik w Pszczynie wypadł na zakończenie chyba do tej pory najbardziej intensywnego tygodnia w tym roku (i sesja nie ma tu nic do rzeczy, chociaż jej widmo przyczyniło się do znaczącego podniesienia poziomu stresu).
Gdy więc w środku nocy z soboty na niedzielę zdałam sobie sprawę, że ledwo żyję, moja suknia jest niedokończona, rzeczy na piknik nie spakowane, ogólne samopoczucie fizyczne i emocjonalne oscyluje w granicach 2/10, a na domiar złego męczy mnie straszny kaszel (resztki przebytej niedawno choroby), podjęłam decyzję o zrezygnowaniu z bycia w Pszczynie na czas na rzecz kilku godzin zbawiennego snu.
"Zbawienny" to zresztą kolejne trafne określenie, jakiego użyję w dzisiejszym poście. Obudziwszy się jakiś czas później, czułam się już o wiele lepiej i mogłam skupić się na pikniku, a nie na wszystkim, co działo się w minionym tygodniu. Jednak naprawdę do wyjazdu zmotywowała mnie mama, uświadamiając mi, że jestem organizatorem i niezależnie od samopoczucia "dobrze by było, gdybym tam trochę z nimi posiedziała".
W efekcie do Pszczyny przyjechałam z półtoragodzinnym opóźnieniem, w rozchełstanej sukni i fryzurze, która zamiast pani Pompadour przypominała Gibson Girl po ostrym melanżu - ale przyjechałam.
This was such a crazy weekend - thanks to the lack of sleep and multiple events at a time. When I woke up in the middle of the night before our event, I was exhausted both physically and emotionally and found out I'm not feeling well enough to arrive on time, attend the event and have proper fun. Luckily, few hours later I felt much better and, with a little help from my caring parents, turned up in Pszczyna with only 1,5 hour delay. I was forced to travel in my costume and do my hair in hurry, so I'm not entirely happy with how they turned out.
This was such a crazy weekend - thanks to the lack of sleep and multiple events at a time. When I woke up in the middle of the night before our event, I was exhausted both physically and emotionally and found out I'm not feeling well enough to arrive on time, attend the event and have proper fun. Luckily, few hours later I felt much better and, with a little help from my caring parents, turned up in Pszczyna with only 1,5 hour delay. I was forced to travel in my costume and do my hair in hurry, so I'm not entirely happy with how they turned out.
Pszczyński park i zamek to takie miejsce, którego klimat udziela się od razu. Gdy dotarłam do naszego "obozowiska", od razu poczułam się jak przeniesiona w czasie (nie żeby ten efekt nie towarzyszył mi przy każdym naszym spotkaniu, ale stroje z jednej epoki na pewno go wzmagają).
Pewnie zadajecie sobie pytanie, co właściwie robiłyśmy. Cóż, chyba najlepszy w tym naszym zlocie był całkowity brak planu i totalna rokokowa beztroska, którą realizowałyśmy grając w ciuciubabkę, Game of Graces (nie mylić z Gamę of Thrones), udawane karty, bo żadna z nas nie znała zasad, czytając rozdzierającą serce brytyjską poezję ze szkockim akcentem, zabawiając się z dwoma uroczymi okazami prawdziwych osiemnastowiecznych dziewczynek, odgrywając scenki z Coppolowej "Marii Antoniny" czy randomowo tarzając się po trawie.
The place where we held our picnic is truly remarkable. The lovely palace together with the romantic park create this unique atmosphere that makes it so much easier to travel back in time. Well, I'm pretty sure all those gorgeous costumes also helped.
So what were we doing exactly? Nothing at all! We took the rococo theme quite seriously this time, playing the blind man's buff and the Game of Graces, eating sweets, reading some sorrowful British poems, pretending we know how to play cards in 18th century style, trying to reenact some Sophia Coppola's "Marie Antoinette" scenes or just doing whatever we felt like doing.
The place where we held our picnic is truly remarkable. The lovely palace together with the romantic park create this unique atmosphere that makes it so much easier to travel back in time. Well, I'm pretty sure all those gorgeous costumes also helped.
So what were we doing exactly? Nothing at all! We took the rococo theme quite seriously this time, playing the blind man's buff and the Game of Graces, eating sweets, reading some sorrowful British poems, pretending we know how to play cards in 18th century style, trying to reenact some Sophia Coppola's "Marie Antoinette" scenes or just doing whatever we felt like doing.
I tylko dwie rzeczy sprawiały, że co chwilę gwałtownie wracałam do rzeczywistości - moja pękająca suknia i tłum ganiających za nami "obserwatorów", którzy sprawili, że fraza "Czy mogę zrobić sobie z paniami zdjęcie?" oficjalnie stała się najbardziej znienawidzoną frazą zlotu (i zlotów w ogóle!).
Jak więc było? Słonecznie, beztrosko, smacznie, bardzo kostiumowo i bardzo wesoło. A resztę dopowiedzą zdjęcia.
Sadly, my dress decided to be a total rebel this time. It seemed to explode everytime I performed a rapid movement and I had to re-do the front opening approximately every 15 minutes. The second drawback was the number of enthusiastic spectators. It's really hard to explain to them that we're here to have fun ourselves, not to make their photos look pretty. I'll think of a proper "NO PICS, PLEASE" strategy next time.
It was so much fun in such a beautiful place. Check out the photos, if you don't believe me!
A na deser, nasze wersje pikniku z "Marii Antoniny":
And something funny for the end: here are our versions of "Marie Antoinette" picnic scene:
Suknię opiszę w osobnym poście i, dla odmiany, pokażę kolejne etapy jej powstawania.
Coming soon: dress construction post.
Jak więc było? Słonecznie, beztrosko, smacznie, bardzo kostiumowo i bardzo wesoło. A resztę dopowiedzą zdjęcia.
Sadly, my dress decided to be a total rebel this time. It seemed to explode everytime I performed a rapid movement and I had to re-do the front opening approximately every 15 minutes. The second drawback was the number of enthusiastic spectators. It's really hard to explain to them that we're here to have fun ourselves, not to make their photos look pretty. I'll think of a proper "NO PICS, PLEASE" strategy next time.
It was so much fun in such a beautiful place. Check out the photos, if you don't believe me!
A na deser, nasze wersje pikniku z "Marii Antoniny":
And something funny for the end: here are our versions of "Marie Antoinette" picnic scene:
I oryginalny kadr / And the original pic! |
Suknię opiszę w osobnym poście i, dla odmiany, pokażę kolejne etapy jej powstawania.
Coming soon: dress construction post.
Mimo ciężkiego tygodnia i tak wyglądałaś olśniewająco! W dodatku, przeglądając zdjęcia zdałam sobie sprawę, że uwielbiam Twój kapelusz :)
OdpowiedzUsuńA co do kart, to miałam zasady cały czas w kieszeni sukni, ale chyba było już za późno na grę, jak je rozłożyłyśmy (?)
To pierwsze zdjęcie z MA wyszło niemal identycznie! <3
"Rozłożyłyśmy", haha :D Ten filmik będzie epicki :P Kapelusz aż się prosi o kilka ozdób, trzeba go będzie podrasować :)
UsuńChyba jeszcze nigdy nie widziałam zdjęć, które lepiej oddawałyby klimat coppolowej "Marii Antoniny"! Wszystkie wyglądałyście pięknie, ale przede wszystkim widać, że naprawdę wspaniale się bawiłyście, co jest chyba najważniejsze :)
OdpowiedzUsuńZgadzam się z Gabrielle, idealnie wpasowałyście się w nastrój filmu. :) Wszystkie suknie są cudowne, a Tobie Elonoro naprawdę bardzo pasuje taki błękit. :)
UsuńGabrielle - aura była bardzo podobna do tej, w której toczy się akcja filmu, więc bardzo łatwo było nam "wejść" w osiemnastowieczne role ;) Lukrecjo - dziękuję, sama nigdy nie noszę tego odcienia, ale te zasłony wyjątkowo przypadły mi do gustu ;)
UsuńAż się uśmiecham do monitora, oglądając zdjęcia ;) I muszę dodać, że sam zlot też był wariacki - de facto bez zdjęc nie potrafiłabym powiedzieć, co się działo ;)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę! Tak żałuję, że nie mogłam być...
OdpowiedzUsuńAle za to zdałam obie ustne matury na 100%, a w sobotę poszłam... uczyć się tańczyć. ;)
Co to były za tańce, można przeczytać na moim blogu (geez, co za kryptoreklama mi wyszła :D).
Haha, brakuje tylko "Obserwuję i liczę na rewanż" :D
UsuńLol. :P
UsuńNo a jak ;)
Ale, jak już raz o czymś napisałam, to po co pisać po raz kolejny jak mogę odesłać do tekstu? ;) To jakby robić notatki na zajęciach, a potem przepisywać je jeszcze raz w domu! :P
przednio jak 150! piknik jak malowany!
OdpowiedzUsuńpełna zazdrocha :D może też sobie kiedyś jakąś suknię uszyję?!
Koniecznie! I następny piknik będziesz oglądać już na żywo :)
Usuń*rozmarzony wzdech* Ale było fantastycznie. Chociaż jak tak myślę, to też sama nie nie wiem co się dokładnie działo. Chyba w tym część uroku tego dnia :D
OdpowiedzUsuńPS. Miałam wielką ochotę ukraść twój kapelusz. Cudowny.
PPS. Lista na Ojców jest zamknięta? Bo wstępnie mam jeszcze jedną kandydatkę, ale muszę z nią doustalić szczegóły.
Ustalaj, ustalaj, jeszcze się zmieści ;)
Usuń:( Tak blisko Pszczyny mieszkać i przegapić okazję do obejrzenia Was wszystkich w tych strojach... :( Cudownie wyglądacie! Przepiękne kreacje, bajeczna sceneria - czego chcieć więcej?
OdpowiedzUsuńSpokojnie, za rok tam najprawdopodobniej wrócimy ;)
UsuńO mój... Ja też nie pamiętam co robiłyśmy oprócz patyczków i rzucania kart. Zdajecie sobie sprawę, że to brzmi jakbyśmy upiły się do tego stopnia że nam się film urwał? :D
OdpowiedzUsuńHahaha, dokładnie :D Atrapa wina zrobiła swoje :P
UsuńJa wszystko pamiętam :P Jak coś służę donosem ;)
Usuńjesteście - CU...DO...WNE..!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńLudwik August
... i tylko Wam chyba księcia brak
UsuńLudwik August
Tak myślałam, że tym razem wreszcie coś w twoim stylu ;)
UsuńPless? As in Princess Daisy of Pless? That is so totally awesome! What fun! Aaaah for a wonderful castle to picnic on its grounds...Lucky you!! That last picture that emulates the one from the movie is FABULOUS!!! All of you ladies look gorgeous is your finery! Especially the little girls! Your dress is wonderful...too bad you had the troubles you did with it! What a fun day! I totally understand the frustration that comes with going to an event and having well meaning people interrupt your goings about to take pictures...Well, thank you for sharing the pictures of your fun time!
OdpowiedzUsuńBlessings!
Gina
Yup, that was her favorite palace! Nowadays there's a huge Daisy-frenzy in Pszczyna - the day we visited they held an event called "Daisy Days" that included a huge flower fair and horse racing. And last year we got to visit the castle's interiors, they're sooo gorgeous!
UsuńGina, you totallu must go to Pszczyna Castle if you someday visit to Poland ;) And of course, it the will be any chance, we have to meet! All of us ! ;)
UsuńKiedyś - akurat gdy występowałam w wersji średniowiecznej, gdy łaził za mną tłum z cyklu : " ooo księżniczka, czy możemy zrobić sobie zdjęcie z prawdziwą księżniczką..." wzięłam swój aparat i zaczęłam łazić za ludźmi , żeby sobie zrobić zdjęcie z "prawdziwym turystą" Niewiele z tego wyniknęło, ale miałam przynajmniej trochę zabawy. Poza tym tłumaczyłam im wtedy , że w tym zamku to ja jednak jestem na miejscu a nie oni.
OdpowiedzUsuńHahaha, genialne :D Musimy wypróbować następnym razem :p
UsuńAle pięknie! Wyglądasz po prostu fantastycznie w tej błękitnej angielce, to chyba mój ulubiony XVIII-wieczny strój z polskiej blogosfery:) Jestem pod ogromnym wrażeniem, podziwiam za pomysł, wykonanie i wybór materiału. Dzięki tej sukni zacznę Cię jeszcze kojarzyć bardziej z XVIII wiekiem, wyglądasz jak jedna z wysublimowanych dam na portretach Reynoldsa :)
OdpowiedzUsuńOjej, aż tak? ;) A ja i tak nie jestem zadowolona. Suknia po raz kolejny mi "zwiędła" - mam wrażenie, że powinna być szersza - a przez brak czasu nie zrobiłam fryzury, do której specjalnie kupiłam ogromny wypełniacz :/ Może zrobię jeszcze jedną sesję poświęconą wyłącznie sukni.
UsuńHm, to chyba kwestia tego, że Twoje wyczucie estetyki strojów b pokrywa się z moim gustem;) Więc mimo Twoich uwag o fryzurze na Gibson girl po melanżu, pękającej sukni itd. i tak jestem pod wrażeniem. Jesteś najwyraźniej perfekcjonistką i stąd niezadowolenie, ale fryzurę podobną do Twojej widywałam na portretach: http://www.tate.org.uk/art/images/work/T/T00/T00066_10.jpg To chyba nic nie szkodzi, że tym razem nie skorzystałaś z wypełniacza :) Tak jest lekko i czarująco i bardzo w stylu Petit Trianon. Owszem, diabeł tkwi szczegółach, ale u Ciebie to właśnie ogromny plus! To jak obszyłaś rękawy i dekolt, mała kokardka tworzą idealną całość.. niedociągnięcia (dla mnie) wcale nie rzucają się w oczy.
UsuńGibson Girl po ostrym melanżu ♥
OdpowiedzUsuńA tak serio - pięknie wyglądacie, cudowne zdjęcia i niesamowita pamiątka na lata. Super, że pogoda Wam dopisała :)
Też się cieszę, pierwszy raz miałyśmy prawdziwe szczęście - może to początek dobrej passy? :)
UsuńWspaniały blog :) Cieszę się, że tu trafiłam :) Piknik musiał być bardzo fajny, miałyście cudowne sukienki. A te zdjęcia na łące naprawdę jak z Marii Antoniny- można się pomylić :)
OdpowiedzUsuńPięknie spędziłyście czas. Uroczo wyglądacie na tle soczystej majowej zieleni. Oczami wyobraźni siedzę sobie z Wami. ;)
OdpowiedzUsuńPomysł z oddtworzeniem scenki z filmu super! <3
Oby jak najwięcej takich spotkań :) Było wspaniale! Musimy kultywować tradycję Festiwalu Kultury Romskiej ;)
OdpowiedzUsuńAle piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńI kolejna impreza mnie ominęła, ale tym razem pocieszam się, że i tak nie dałabym rady sporządzić odpowiedniej kreacji... Więc.... Szykuję się na ten dłuższy wyjazd, oby wszystko poszło dobrze.
zazdroszczę spotkania niesamowity klimat :) nie moge sie napatrzeć na zdjęcia :D i twoja sukienka śliczna cudowny kolor :)
OdpowiedzUsuńtwoja suknia jest cudna!
OdpowiedzUsuń