regencyjny maj
Moje bałkańskie wojaże dobiegły końca i muszę przyznać, że pod względem blogowania nie było to najmilsze doświadczenie. Nie mówiąc już o moich zaległościach na krynolinie, gdzie każdy post jest strasznie ciekawy i przeczytanie ich wszystkich zajmie mi co najmniej kilka godzin, problemem jest też fakt, że podczas takiego wyjazdu nie da się szyć! ;) A szkoda, bo wreszcie skończyłam "Rozważną i romantyczną" i byłam przez ten tydzień bardzo kostiumowo naładowana :D W każdym razie już wróciłam i to z większą chęcią do pracy niż kiedykolwiek. No, może odrobinkę przesadzam, ale fakt, że ten internetowy post (nie w tym wirtualnym sensie ;)) nawet dobrze mi pod tym względem zrobił.
Przybyłam, poczytałam, i się zainspirowałam, słowem - postanowiłam wreszcie zabrać się za mój regencyjny outfit. Na innych blogach przygotowania do pikniku w Pszczynie idą pełną parą, a ja zostałam na etapie wyobrażania sobie efektu końcowego!
Na początek o moich dotychczasowych zmaganiach z regencją. Zaczęło się od Balu Szkockiego, na który postanowiłam skompletować moją garderobę z tamtych czasów. Niestety, czasu nie było za wiele (jak to bywa z balami), więc wyszło jak wyszło. W miarę udała się zwyczajna halka, chociaż musiałam podarować sobie charakterystyczne rękawy. Stays okazało się raczej porażką, bo nie miałam czasu ich usztywnić, zaś sama sukienka - choć wtedy byłam z niej dość zadowolona - skończyła ze zbyt nisko zaznaczoną talią, zamkiem błyskawicznym i ogólnie okazała się za krótka. O ostrym, nieregencyjnym kolorze nawet nie wspomnę. Dzisiaj zmieniłabym w niej prawdopodobnie wszystko, dlatego postanowiłam dać sobie z nią spokój i zacząć od zera. Z mojego balowego stroju przyzwoite okazały się być tylko wiązane na wstążkę baletki, w których i tak niedawno wyleciała mi dziura na pół stopy, więc, podsumowując, czeka mnie sporo pracy.
Must-have, czy raczej, w większości przypadków, must-do:
- jeszcze jedna halka na wierzch
- nowe stays (zastanawiam się co do długości. Kuszą te zachodzące na biodra, ale rozsądek podpowiada, że się w nich uduszę)
- lekka sukienka
- bonnet
- szal
- koronkowy parasol (jeśli starczy pieniędzy)
Na całe szczęście wachlarze mam do wyboru trzy - słońce w Bośni nie rozpieszcza i rodzice nawet nie protestowali, kiedy błagalnym gestem wskazywałam na kosz z tymi cudownymi wynalazkami. Kapelusz też już kupiłam, czeka go tylko gruntowna przeróbka, za którą zabiorę się już niebawem.
Przybyłam, poczytałam, i się zainspirowałam, słowem - postanowiłam wreszcie zabrać się za mój regencyjny outfit. Na innych blogach przygotowania do pikniku w Pszczynie idą pełną parą, a ja zostałam na etapie wyobrażania sobie efektu końcowego!
Na początek o moich dotychczasowych zmaganiach z regencją. Zaczęło się od Balu Szkockiego, na który postanowiłam skompletować moją garderobę z tamtych czasów. Niestety, czasu nie było za wiele (jak to bywa z balami), więc wyszło jak wyszło. W miarę udała się zwyczajna halka, chociaż musiałam podarować sobie charakterystyczne rękawy. Stays okazało się raczej porażką, bo nie miałam czasu ich usztywnić, zaś sama sukienka - choć wtedy byłam z niej dość zadowolona - skończyła ze zbyt nisko zaznaczoną talią, zamkiem błyskawicznym i ogólnie okazała się za krótka. O ostrym, nieregencyjnym kolorze nawet nie wspomnę. Dzisiaj zmieniłabym w niej prawdopodobnie wszystko, dlatego postanowiłam dać sobie z nią spokój i zacząć od zera. Z mojego balowego stroju przyzwoite okazały się być tylko wiązane na wstążkę baletki, w których i tak niedawno wyleciała mi dziura na pół stopy, więc, podsumowując, czeka mnie sporo pracy.
A to właśnie moja balowa szkaradka ;) |
Must-have, czy raczej, w większości przypadków, must-do:
- jeszcze jedna halka na wierzch
- nowe stays (zastanawiam się co do długości. Kuszą te zachodzące na biodra, ale rozsądek podpowiada, że się w nich uduszę)
- lekka sukienka
- bonnet
- szal
- koronkowy parasol (jeśli starczy pieniędzy)
Na całe szczęście wachlarze mam do wyboru trzy - słońce w Bośni nie rozpieszcza i rodzice nawet nie protestowali, kiedy błagalnym gestem wskazywałam na kosz z tymi cudownymi wynalazkami. Kapelusz też już kupiłam, czeka go tylko gruntowna przeróbka, za którą zabiorę się już niebawem.
Twoja regencyjna sukienka wtgląda bardzo ładnie, naprawdę myślę, że przesadzasz! A tak w ogóle to ogromnie zazdroszczę Ci taiej bałkańskiej majówki! Przynajmniej słońce miałaś zagwarantowane :D
OdpowiedzUsuńO tak, było go wręcz za dużo! Jako prawdziwa regencyjna dama nie powinnam być zbyt opalona ;p A co do sukienki, może ogólny efekt nie jest zły, ale dość szybko odkryłam, że jednak sukienka jest daleka od moich oczekiwań :D
UsuńAch, zaczyna się, ja też niby mam wszystko gotowe, to znalazłam sobie dziurę w całym w postaci braku gorsetu ;D
OdpowiedzUsuńNo bo niby już kilka rzeczy jest, ale zawsze może być lepiej... ;)
UsuńDokładnie ;d Ja po zobaczeniu Sukni Nelly myślę nad nową .. ;p ewentualnie nad haftem ;p
UsuńNo,to nie tylko ja zaczynam od niczego :) I możesz śmiało szyć długie stays - to nie jest gorset wiktoriański, nie musi być mocno ściśnięty, ma tylko wypychać biust do góry!
OdpowiedzUsuńChodziło bardziej o temperaturę ;) Już na zimowym balu w stays sięgających trochę ponad talię myślałam, że nie przeżyję, to co dopiero w lecie :D
UsuńBursztynowa sukienka jest ładna, i kolor jak na bal pasuje :) Ale rozumiem, że chcesz mieć też coś lekkiego... Ja z mojej też nie jestem zadowolona, ale niestety w tym roku uszyć nowej nie dam rady (mgr), więc zostają przeróbki... Dzisiaj (oby) powstanie reticule ;>
OdpowiedzUsuńA, no właśnie, o reticule zapomniałam, ale jest na końcu listy i nie wiem czy zdążę... :/
Usuń