la belle epoque - c'est magnifique!
Wyobraźcie sobie, że macie możliwość na jedną noc przenieść się w sam środek tętniącej życiem kawiarni z początku XX wieku.
Wyobraźcie sobie secesyjny wystrój, alkohol lejący się strumieniami, rozrzucone karty po partyjce pokera i muzykę, lekko sączącą się z sali obok.
Wyobraźcie sobie męskie sylwetki w cylindrach i monstrualne upięcia włosów u kobiet, kelnerów wirujących między stolikami i mdłe, elektryczne światło otulone szklanymi kloszami.
A teraz wyobraźcie sobie, że miałam okazję coś takiego przeżyć! Krakowska ASP postanowiła pobawić się w dekadentyzm. Jakie były tego efekty? Możecie zobaczyć je poniżej ;) Ja tylko dodam, że poza najdroższą Coca Colą, jaką w życiu wypiłam, wszystko było dokładnie takie, jak się spodziewałam. Bo czy może być lepsze miejsce do tego typu przedsięwzięć, niż secesyjna kawiarnia w najcentrzejszym centrum Krakowa - Sukiennicach?
Teraz trochę o moim stroju. Na skompletowanie mojej edwardiańskiej, w założeniu, garderoby miałam nieco ponad tydzień. Weekend zszedł na gorset, który wyszedł chyba najlepiej, szkoda tylko, że nie nosi się go na wierzchu ;) Ogólnie jestem zadowolona z uzyskanego kostiumu, ale - no właśnie - kostiumu. Na pewno nie nazwałabym tego rekonstrukcją historyczną, czy suknią, bo napięty termin wymógł na mnie mnóstwo oszukańczych rozwiązań. Prawie każdy element robiony był osobno i dopiero jeden na drugim tworzył całość. Skończyło się to tak, że strój prezentuje się dobrze z daleka, bo z bliska widać wszystkie niedociągnięcia - nie zdążyłam go w ogóle wykończyć, a dół zapinany był na... agrafki...
Na początku trochę żałowałam, że suknia nie sunie bardziej po ziemi. W końcu na wszystkich zdjęciach z epoki wieczorowa spódnica jest tak długa, że układa się na podłodze w koło. Nie zajęło mi jednak dużo czasu przekonanie się, że doczepiany na specjalnym pasku tren (z firanki... ale cicho sza!) wystarcza w zupełności. Zresztą większą część imprezy byłam zmuszona spędzić trzymając go oplecionego wokół przedramienia.
Na koniec kilka słów o wachlarzu, który wygląda, jakbym zwinęła go rokokowej damie - wiem, kicz straszny, kolory za ciemne, ale kosztował niewiele, no i zdobyłam go na straganie w Pszczynie (o której powiedziano już chyba wystarczająco dużo). Ale to przydatne urządzenie, na tyle przydatne, że można zapomnieć, jak bardzo nie pasuje do stroju ;)
Jeszcze krótki komentarz do zdjęć - na żadnym z nich nie widać nieszczęsnego trenu, ale może to i lepiej, bo tył sukni nie prezentował się zbyt godnie. Oby więcej takich wieczorów/nocy! :)
Wyobraźcie sobie secesyjny wystrój, alkohol lejący się strumieniami, rozrzucone karty po partyjce pokera i muzykę, lekko sączącą się z sali obok.
Wyobraźcie sobie męskie sylwetki w cylindrach i monstrualne upięcia włosów u kobiet, kelnerów wirujących między stolikami i mdłe, elektryczne światło otulone szklanymi kloszami.
A teraz wyobraźcie sobie, że miałam okazję coś takiego przeżyć! Krakowska ASP postanowiła pobawić się w dekadentyzm. Jakie były tego efekty? Możecie zobaczyć je poniżej ;) Ja tylko dodam, że poza najdroższą Coca Colą, jaką w życiu wypiłam, wszystko było dokładnie takie, jak się spodziewałam. Bo czy może być lepsze miejsce do tego typu przedsięwzięć, niż secesyjna kawiarnia w najcentrzejszym centrum Krakowa - Sukiennicach?
Teraz trochę o moim stroju. Na skompletowanie mojej edwardiańskiej, w założeniu, garderoby miałam nieco ponad tydzień. Weekend zszedł na gorset, który wyszedł chyba najlepiej, szkoda tylko, że nie nosi się go na wierzchu ;) Ogólnie jestem zadowolona z uzyskanego kostiumu, ale - no właśnie - kostiumu. Na pewno nie nazwałabym tego rekonstrukcją historyczną, czy suknią, bo napięty termin wymógł na mnie mnóstwo oszukańczych rozwiązań. Prawie każdy element robiony był osobno i dopiero jeden na drugim tworzył całość. Skończyło się to tak, że strój prezentuje się dobrze z daleka, bo z bliska widać wszystkie niedociągnięcia - nie zdążyłam go w ogóle wykończyć, a dół zapinany był na... agrafki...
Na początku trochę żałowałam, że suknia nie sunie bardziej po ziemi. W końcu na wszystkich zdjęciach z epoki wieczorowa spódnica jest tak długa, że układa się na podłodze w koło. Nie zajęło mi jednak dużo czasu przekonanie się, że doczepiany na specjalnym pasku tren (z firanki... ale cicho sza!) wystarcza w zupełności. Zresztą większą część imprezy byłam zmuszona spędzić trzymając go oplecionego wokół przedramienia.
Na koniec kilka słów o wachlarzu, który wygląda, jakbym zwinęła go rokokowej damie - wiem, kicz straszny, kolory za ciemne, ale kosztował niewiele, no i zdobyłam go na straganie w Pszczynie (o której powiedziano już chyba wystarczająco dużo). Ale to przydatne urządzenie, na tyle przydatne, że można zapomnieć, jak bardzo nie pasuje do stroju ;)
Na samym początku. Zignorujcie psujący klimat parasol z Żywca |
To wstawiam tylko ze względu na włosy - chciałam wam pokazać, co wyszło mi na głowie ;) |
Na balu poznałam w końcu Marię Skłodowską-Curie - przemiła kobieta! |
Pozwoliłam sobie poprosić ją o wspólne zdjęcie. |
Załapałam się też na focię z jej mężem - wiedzieliście, że Piotrek Curie jest niezłym fotografem i autorem większości tych zdjęć? :D |
Zerk zza wachlarza... |
Jestem zażenowana odsłoniętymi łydkami pani po mojej prawicy :/ |
Żeby zepsuć wcześniejsze dobre wrażenie... |
Jeszcze krótki komentarz do zdjęć - na żadnym z nich nie widać nieszczęsnego trenu, ale może to i lepiej, bo tył sukni nie prezentował się zbyt godnie. Oby więcej takich wieczorów/nocy! :)
Eleonora, wyglądałaś przepięknie! Jak żywcem wyjęta z belle epoque!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę udziału w takiej świetnej imprezie!
A tak poza tematem: uczysz się francuskiego? :)
Niestety nie, chociaż ostatnimi czasy żałuję, bo pasowałby do moich kostiumowych upodobań :) Jestem raczej z natury bardziej angielska niż francuska, jeśli wiesz co mam na myśli ;)
UsuńWiem, wiem! A to rzeczywiście szkoda, bo francuski jest właśnie idealny do tych kostiumowych pasji! Można by wyjść na spacer w sukniach belle epoque i jeszcze rozmawiać jak prawdziwie panie z tamtych czasów :)
UsuńPozostaje mi wyuczyć się paru fraz i od niechcenia wrzucać je do konwersacji :D
UsuńHaha, no, to jest jakiś pomysł :)
UsuńAj, mówił ci ktoś kiedyś, że przypominasz Liv Taylor?;D A suknia się prezentuje w miarę dobrze ;p W miarę, bo faktycznie, jakbyś miała wiecej czasu, można by ją ładniej wykończyć ;) Ale na to co miałaś, świetnie ci wyszło ;) A co do włosów - kto by chciał, żebym go uczesala do pszczyny?;D
OdpowiedzUsuńJa chcę, ja chcę, zdecydowanie nie ogarniam moich włosów :/ Tutaj poszłam na łatwiznę, bo nie miałam już czasu konstruować typowej fryzury na Gibson Girl.
UsuńGibson girl też umiem zrobić na dwa sposoby ;) To tak na przyszłość uprzedzam ;) A jeśli tylko masz włosy nie druty proste (moje takie są, brr!) to możemy coś fajnego wyczarowąc ;)
UsuńO nie, do drutów im baardzo daleko ;) Porównałabym je raczej do lekko kręconej waty cukrowej :D Zresztą, zależy od dnia, bo czasem z własnej woli się prostują - ale i tak wtedy to raczej KABLE niż druty :D
UsuńCzyli jak najbardziej mi do czesania odpowiadają ;)
UsuńNo to mam jeszcze jeden powód, dla którego nie mogę doczekać się pikniku :)
UsuńPiękne zdjęcia, czuć TEN klimat. :)
OdpowiedzUsuńKlimat to zdecydowanie słowo tamtego wieczoru ;)
UsuńPowiadasz, że niedopracowana? Ale są jej podstawy! Jak będziesz miała tylko więcej czasu i materiałów, z pewnością uszyjesz wierną rekonstrukcję i nic sobie nie zarzucisz;) A może zarzucisz:) Chyba jednak jesteśmy zbyt surowi wobec siebie:D A kostium wygląda bardzo epokowo i kolorki pastelowe- jak lubię:D Gdybyś nie wspomniała, że jest zapinany na agrafki czy wszystko jakby jest osobno a razem stanowi całość, pomyślałbym, że jest to bardzo udana rekonstrukcja, jak na tak krótki czas pracy!
OdpowiedzUsuńMoże jestem trochę surowa, ale to dlatego, że dobrze znam siebie i wiem, że połowa niedoróbek wynika po prostu z mojego lenistwa. Za często idę na łatwiznę, sugerując się tylko tym, jaki będzie efekt końcowy :/
UsuńKażdy tak chyba ma jeżeli liczy się czas. Kiedy szyłem gorset prułem parę razy jakiś ścieg bo był milimetr za krzywo:D Ale się udało dotrzeć małymi powolnymi kroczkami do końca i jestem dumny:D
UsuńNo widzisz, i to jest prawidłowe podejście! A ja szyjąc gorset zjechałam szwem dwa centymetry w bok i co zrobiłam? Po drugiej stronie też uszyłam krzywo :D
UsuńAle ja nie musiałem pędzić tak z tym szyciem, a ty tak:) Następnym razem będzie dokładniej;)
UsuńNo, może kiedyś wyrobię w sobie lepsze nawyki ;) Tymczasem czeka mnie regencyjno-pszczynowy maraton strojowy :D
UsuńPięknie wyglądasz, masz idealnie długą szyję do dekoltów :) Skompletowanie sukni w tydzień to nie lada wyczyn, ale wszystko pasuje do siebie, oprócz tego wnętrza piękne... Oby było więcej takich (z innych epok też) wydarzeń w Polsce :)
OdpowiedzUsuńOrganizatorzy myślą już nad czymś następnym w tym stylu ;) Tymczasem w przyszłym tygodniu w Krakowie coś dla fanów stylu retro - festiwal Swing & Sway, całkiem możliwe, że o niego też zahaczę :)
UsuńOrganizatorzy, czyli kto ? Jakie miasto ? Gdzie i jak szukać, kogo pytać ? Zawsze marzyłam znaleźć się na takim balu w takiej sukni i takim miejscu.. !
UsuńKraków, ASP, konkretniej grupa artystyczna Banda :) Ale np. już niedługo odbędzie się Bal Szkocki organizowany przez Comhlan i Szkołę Tańca Jane Austen, więc może to też niezła okazja?
UsuńAaaaaaaaaaa, szukam sobie dziś ciekawych blogów i trafiłam do Ciebie i bardzo, bardzo jestem rada z tego powodu! Zostają na dłużej, dołączam też do obserwujących pinterest. Zapraszam do siebie, wpradzie o modzie współczesnej, ale może warto przyłączyć się do lektury. http://gerlichkarolina.blogspot.de Pozdrawiam!!!!
OdpowiedzUsuńAaaa ja też się cieszę, że mnie znalazłaś! :) I już wpadam z rewizytą ;)
UsuńWitam, jako ,że Pani blog wywarł na mnie ogromne wrażenie nominowałam go na swoim blogu do Liebster Award :)
OdpowiedzUsuńOjej! Dziękuję bardzo :) Już się zabieram za pytania :)
Usuńpięknie wyglądałaś, suknia śliczna :)
OdpowiedzUsuńNa balu byłam, widziałam na żywo i jestem pod wrażeniem zarówno tej stylizacji, jak i całego bloga. Sama kocham XIX wiek i ówczesną modę, ale wszelkie próby krawieckie mnie przerastają, więc tym bardziej podziwiam :) Częściej wychodź tak na ulice! XD
OdpowiedzUsuńHm, nick brzmi znacząco... Rozmawiałyśmy? ;)
UsuńOwszem... choć chyba więcej mówił mój kolega XD Jechaliśmy w stronę Bieżanowa - miałam rozpuszczone długie, brązowe włosy, okulary, białą, koronkową(jakfiranka) suknię, szary płaszcz i czarne rękawiczki :)
UsuńNo pewnie, że was pamiętam ;) Fajnie cię "spotkać" ponownie! ;D
UsuńHello Eleonora!
OdpowiedzUsuńYour dress and your hair!! Sigh!! Perfectly stunning!!! You are the epitome of La Belle Epoch!! And the color of your skirt? I adore that color!!!
Blessings!
g
Przepięknie wyglądałaś! :)
OdpowiedzUsuń